U progu lat 90. Cyzio rozkochał w sobie publikę w Trabzonie. Potem był jeszcze piłkarzem Karsiyaki. I choć – pomijając krajowy puchar z Trabzonsporem – wielkich osiągnięć w ziemi tureckiej nie zanotował, jest chętnie wspominany w kraju nad Bosforem. Sam też znakomicie o tych czasach opowiada, a mecze Süper Lig komentuje na antenie stacji telewizyjnych. Jest więc na bieżąco z wydarzeniami w ekstraklasie tureckiej i… ze świetną formą Szymańskiego u progu sezonu. A Polak właśnie otwarł swe ligowe konto bramkowe, zdobywając gola w wyjazdowym spotkaniu z Samsunsporem.
„Super Express”: - Kiedy rozmawialiśmy półtora miesiąca temu o przeprowadzce Szymańskiego do Turcji, trochę się pan obawiał o niego...
Jacek Cyzio: - Owszem. Miałem nadzieję, że będzie dobrze; bardzo tego chciałem, ale miałem świadomość, że w Fenerbahce są wielkie wymagania. Kto ich nie zacznie spełniać natychmiast, od pierwszych gier, jest skreślany.
- Szymański miał zastąpić ulubieńca fanów, Ardę Gülera, który odchodził do Realu. Można dziś powiedzieć, że mu się udało?
- Nie tylko wszedł buty Gülera, ale… jest lepiej niż myślałem. Ale w sumie trudno się dziwić: Sebastian jest już doświadczonym zawodnikiem, z bagażem przeżyć i z Legii, i z ligi holenderskiej. A Güler – swoją drogą – na razie w Realu nie gra.
- Szybka aklimatyzacja w nowym otoczeniu nie jest łatwa...
- Nie jest, to prawda. Zwłaszcza w Turcji. Rzadko piłkarze przychodzący tu grać tak szybko wkomponowują się w zespół. A na dodatek to jest Fenerbahce! Inna rzecz, że w takim otoczeniu, z takimi partnerami u boku, jest to łatwiejsze. Trzeba się więc cieszyć z tego, co robi Sebastian. Zaaklimatyzował się bez problemu, pracuje rewelacyjnie. Nie tylko ofensywnie; w tych meczach, które widziałem, wiele razy wracał się we własne pole karne, pomagał w odbieraniu piłki.
- Czemu idzie tak gładko?
- Myślę, że czuje się pewnie w otoczeniu takich piłkarzy, jak Edin Dżeko, Michy Batshuayi, Dušan Tadić. Ma się od kogo uczyć, kogo podglądać i… komu dogrywać. W kontekście tego ostatniego spostrzeżenia - czekam z niecierpliwością na wrześniowe mecze reprezentacji. Ja wiem, że to będzie inna gra, niż w szeregach Fenerbahce, ale Sebastian to już piłkarz ukształtowany i – moim zdaniem – niezbędny kadrze. Kadrze i Robertowi Lewandowskiemu, któremu w drużynie narodowej brakuje takich piłek od partnerów, jakie w Turcji dogrywa Seba.
- Z formą Szymańskiego w koszulce z orzełkiem – vide choćby czerwcowa kompromitacja kadry w Kiszynowie – bywa jednak różnie…
- Bo trzeba mu znaleźć pozycję, na jakiej lubi i potrafi grać.
- Czyli – pana zdaniem – jaką?
- Bezpośrednio za plecami napastnika! Zsyłanie go na skrzydło, a tak się często działo, to krzywda dla niego i reprezentacji!
- Krótko mówiąc – jest konkurent dla Piotra Zielińskiego?
- Oczywiście. A czemu tego nie powiedzieć głośno? Przecież facet będzie mieć za chwilę trzy dychy, a my tak naprawdę na „Zielka” w kadrze wciąż czekamy. I co: dalej mamy czekać? Może więc powinni zagrać obok siebie, z twardym defensywnym pomocnikiem za plecami? Jedno jest dla mnie oczywiste: taki piłkarz jak Sebastian już dziś powinien być znaczącą postacią reprezentacji.
- Chce pan powiedzieć Fernando Santosowi wprost: „zacznij pan budować kadrę na Szymańskim”?
- Głupio dawać rady komuś tak doświadczonemu, jak nasz selekcjoner. Ale myślę, że to już najwyższy czas, by Szymańskiemu zaufać! Udowodnił, że potrafi wybrać dobrą drogę: mistrzostwo Holandii z Feyenoordem, teraz świetne wejście do Fenerbahce, naszpikowanego znakomitymi piłkarzami… Czemu by nie pomyśleć o Szymańskim jako o liderze tej kadry?