"Nie zabraknie nam serducha do walki"

2009-10-09 7:21

Po trzech latach Jerzy Dudek (36 l.) ponownie w składzie reprezentacji Polski. Ostatni grał w drużynie narodowej w eliminacjach ME 2008, w przegranym 1:3 spotkaniu z Finlandią. Jutro stanie w polskiej bramce w meczu eliminacji MŚ 2010 z Czechami.

„Super Express”: - Jakie to uczucie wrócić do kadry po trzech latach przerwy?

Jerzy Dudek (36 l.): - Tak szybko mi minęły, że nawet tego nie zauważyłem (śmiech). Jestem szczęśliwy, że wróciłem do reprezentacji. Mam nadzieję, że jeszcze uda się nam coś wspólnie zbudować. Jak pamiętam to zawsze budowa drużyny po przegranych eliminacjach nie wyglądała zbyt dobrze. Tak było i za Engela, i za Janasa. Początki były trudne, ale za każdym razem zaskoczyło i udało się awansować do finałów mistrzostw świata 2002 i 2006.

- Nie czujesz się jak ratownik reprezentacji?

- Koła ratunkowego ze sobą nie zabrałem (śmiech). Ważne jest dla mnie to, że trener Majewski dostrzegł, że wciąż jestem zawodnikiem, który ma umiejętności na reprezentację Polski. Znam swoją wartość. Wiem, że mogę pomóc drużynie, choć mamy mało czasu. Wszystko rodzi się w bólach. Nie patrzę na to, czy ten zespół i trener są tylko na chwilę. Powtarzamy sobie, że w tym momencie musimy zrobić wszystko, aby pokonać Czechów i Słowaków. Wszystkie inne sprawy musimy odsunąć na bok. Nie możemy zaprzątać sobie głowy tym co się dzieje w PZPN, czy kibice lubią  związek, czy jest on słusznie krytykowany. Kadrowicze mają skupić się na Czechach, aby jutro zrobić jak najlepsze wrażenie. Na papierze to oni są dwie, a może nawet trzy klasy lepsi od nas.

- Jak reagujesz na opinie: a po co ten Dudek w kadrze?

- Gdybym miał się przejmować komentarzami anonimowych ludzi, to siedziałbym w domu, zrezygnowałbym z profesjonalnego grania w piłkę. Trzeba być na takie sprawy odpornym. Ostatnio słyszałem, jak jedna z siatkarek powiedziała, że nie chce grać w reprezentacji, bo za dużo jest krytyki wobec drużyny narodowej. Trzeba to zrozumieć. Najlepszą odpowiedzią na krytykę, na tych którzy ciągle są niezadowoleni i tylko grymaszą, jest dobra gra.

- Co jest największym zmartwieniem przed meczem z Czechami?

- Chyba my sami. Nie wiemy na co stać ten zespół, bo nigdy nie graliśmy ze sobą, mamy za sobą dopiero kilka treningów.  A naszym rywalem będzie reprezentacja Czech, czyli jedna z silniejszych europejskich drużyn. Jednak wierzę w ten zespół. W Pradze nie zabraknie nam serducha do walki. Nie będzie takiej sytuacji, że ktoś odpuści, że ktoś cofnie nogę i zrzuci odpowiedzialność na kogoś innego.

- Czy przyjeżdżając na zgrupowanie kadry do Wronek wiedziałeś jak wyglądają młodsi reprezentanci?

- Niektórych chłopaków, szczególnie tych grających w polskiej Ekstraklasie, nie kojarzyłem. W Hiszpanii nie mam takich możliwości, aby na bieżąco śledzić naszą ligę. Już na pierwszych zajęciach przytrafiła mi się wpadka. Do Sławka Peszko krzyczałem... Piszczek. Z napastnikiem Herthy miałem przyjechać z Berlina na zgrupowanie do Wronek. I jego nazwisko utkwiło mi w pamięci. Sławek lekko się zdziwił, ale moją pomyłkę obrócił w żart.

- Jak przed wyjazdem na zgrupowanie kadry pożegnano cię w Realu Madryt?

- Iker Casillas powiedział: „W końcu się doczekałeś, powodzenia”. Inni dopytywali, czy zagram w pierwszym składzie i jak wygląda sytuacja w polskiej kadrze. Prawda jest taka, że powołanie do reprezentacji w Realu przyjęto ze zdziwieniem. Bo przez trzy lata w tym temacie była cisza. Aż tu nagle dostaję nominację. Zapytano mnie: Jurek, co się dzieje? Zażartowałem, że widocznie jestem potrzebny, bo Polska nie ma już szans na awans (śmiech). Ale już całkiem poważnie odpowiedziałem kolegom, że jest nowy trener, który uznał, że Dudek mu się przyda.

- Nie boisz się sytuacji, że w przypadku niepowodzenia w Pradze to ty staniesz się kozłem ofiarnym?

- Gdyby tak patrzeć, to po każdym nieudanym meczu powinien grać ktoś inny. Przecież to, że teraz nie ma w kadrze Boruca, Dudki, Krzynówka, i Żewłakowa wcale nie oznacza, że oni byli winnymi porażki ze Słowenią. Jeśli teraz znów będzie porażka to polecą następne głowy? Najważniejsze w tej sytuacji jest zaufanie trenera do zawodników i odwrotnie. Jeśli tego zabraknie to będzie to wyglądało tak, jak w ostatnich meczach. Jeśli nie widziałbym sensu gry w kadrze to bym na nią nie przyjechał. Bo być może to właśnie ja mam najwięcej do stracenia niż do zyskania.

- Ile jest prawdy w tym, że przed laty robiłeś interesy w Czechach?

- Jeździłem z kolegami do Cieszyna na handel, najczęściej w pięciu jednym samochodem. Kupowaliśmy wódkę, czekoladki i piwo Złoty Bażant. Pamiętam, że maksymalnie jedna osoba mogła przewieźć pięć butelek, więc robiliśmy pięć kursów. Miałem 18 lat i trzeba było być operatywnym, jakoś radzić sobie w życiu, chwytać się dorywczych prac, aby odłożyć pieniądze. Tych czeskich wspomnień mam wiele, bo jeszcze jako piłkarz Concordii Knurów grałem z Banikiem w Ostrawie. Mecze były zacięte, a walczyliśmy na... żużlu. Poza tym w domu w Knurowie nasza antena odbierała sygnał czeskiej telewizji. Oglądałem więc wszystkie czeskie bajeczki z Rumcajsem czy Krecikiem.

- Gdybyś był na miejscu trenera Majewskiego to powołałbyś Jerzego Dudka do reprezentacji Polski?

- Pewnie, że bym to zrobił. Przecież nie mam mniejszych umiejętności niż wtedy, gdy po raz pierwszy znalazłem się w kadrze. Gdy pytają mnie, czy skończył się już czas Dudka w kadrze to odpowiadam: a może właśnie się zaczął?

Najnowsze