- Bayern jeszcze nigdy nie zapłacił za piłkarza więcej niż 40 mln euro. Na rynku transferowym to już od dawna jest kwota raczej ze średniego przedziału, a nie ze szczytu. W ostatnich latach nie rośliśmy razem z rynkiem, jak Real czy Manchester United. I teraz jest ogromna przepaść między sumami wydawanymi tutaj, a tymi największymi. Bayern musi coś wymyślić, być kreatywny, by ściągać do Monachium piłkarzy światowej klasy. A jeśli chcesz być w czołówce, to potrzebujesz takich piłkarzy i ich jakości. Takie gwiazdy podnoszą poziom innych piłkarzy w drużynie. Konkurencja o miejsce w składzie pozwala wycisnąć ten procent czy dwa więcej - mówił Lewandowski w słynnym wywiadzie udzielonym tygodnikowi "Der Spiegel".
Jak nietrudno się domyślić słowa te wywołały prawdziwą burzę. Wielu zarzucało Polakowi, że niepotrzebnie publicznie skrytykował swój klub i jego filozofię. Wypowiedź ta nie spodobała się też samym szefom Bayernu, którzy odnosili się do niej w dość krytyczny sposób.
Choć wszystko wydarzyło się niemal miesiąc temu, to wciąż nie milkną echa tego wywiadu. "Bild" donosi, że tydzień temu w Paryżu przed meczem Ligi Mistrzów pomiędzy PSG a Bayernem Monachium (3:0) agent Lewandowskiego, Maik Barthel, spotkał się z przedstawicielami Bawarczyków. Celem było uspokojenie sytuacji na linii piłkarz - klub i położenie kresu konfliktowi, jaki wynikł z rozmowy z "Der Spiegel". W spotkaniu brali udział dyrektor sportowy Hasan Salihamidzić oraz prezes Karl-Heinz Rummenigge.
Według doniesień dziennika rozmowy były dość burzliwe i trwały ponad godzinę, ale niemiecki agent "Lewego" przyznał, że były całkiem konstruktywne. Ponadto dziennikarze twierdzą, że krytyka ze strony Polaka "została w klubie zauważona, ale w przyszłości nie powinna się powtórzyć".
Zobacz: O wszystkich biznesach Roberta Lewandowskiego w videoblogu opowiedział Piotr Koźmiński [WIDEO]
Przeczytaj: Robert Lewandowski krytykowany przez gwiazdę Bundesligi