- Niesamowite... Igor na nasz wszystkich robił ogromne wrażenie. Technikę miał kapitalną – mówi jeden ze współpracowników Czesława Michniewicza. Jesienią 2001 roku Kalita zasiadał w szatni RKS Radomsko u boku Sypniewskiego, który wracał do Polski po kilku latach efektownych występów w lidze greckiej. - Właśnie z Grecji przywiózł swoje problemy, ale akurat w Radomsku nigdy ich nie ujawnił. Trzymał się mocno, choć... unikał spotkań towarzyskich. Na treningi przyjeżdżał z tatą, który czuwał nad nim. Dlatego Igor na przykład nigdy nie dawał się wyciągnąć na wspólne piwo z całą drużyną – wspomina Mirosław Kalita.
Sypniewski – niezależnie od owego wspomnianego unikania okazji do „jasnego z pianką” - był świetnym kompanem w szatni. - Towarzyski, dowcipny. Trzymał się z grupą łódzką (Zdzisław Leszczyński, Radosław Kowalczyk, Bogdan Jóźwiak – dop. aut.), ale potrafił się wkomponować w całą drużynę – wspomina nasz rozmówca. No i podkreśla, że był też profesjonalistą. - Zawsze punktualny, zawsze zaangażowany, co przekładało się na formę boiskową. Nieprzypadkowo został potem zaangażowany przez Wisłę – dodaje.
Mirosław Kalita przytacza też przykłady niezwykłych talentów boiskowych zmarłego piłkarza. Wrył mu się w pamięć na przykład pucharowy mecz z Legią. - W kilku momentach wręcz ośmieszył rywali. Jednemu z obrońców parokrotnie, w tę i w tamtą stronę, założył siatkę – mówi. Zresztą sami radomszczańscy koledzy Sypniewskiego doświadczyli jego umiejętności na własnej skórze. - Na pierwszym treningu z udziałem Igora ćwiczyliśmy stałe fragmenty gry. W naszej ekipie dobrze grali głową Darek Lewandowski i Zdzisiu Leszczyński. Ale gdy poczuli, z jaką siłą leci piłka zagrywana przez „Sypka”, bali się tej głowy dokładać do jego dośrodkowań – opowiada asystent selekcjonera.
Życiowe pokusy, o których wspominał dziś Jan Tomaszewski, z całą siłą dopadły znakomitego piłkarza już po odejściu z Radomska. - W Krakowie nie poradził sobie z nimi. O ile pamiętam, to był pierwszy polski piłkarz tej klasy, który – zarabiając tak dobrze – poprosił o rozwiązanie swojego kontraktu – przypomina Mirosław Kalita.
Po zakończeniu kariery – mimo wielkich pieniędzy w jej trakcie zarobionych – były reprezentant Polski nie odnalazł się życiowo. Wielki talent przełomu wieków zmarł w wieku niespełna 48 lat, w nocy z 3 na 4 listopada.