Michał Żewłakow rozegrał 81. mecz w kadrze, strzelił swojego trzeciego gola, był kapitanem, ale i tak nie ma się z czego cieszyć. Obrońca Olympiakosu Pireus zdaje sobie sprawę, że remis u siebie z tak słabym rywalem jak Słowenia to poważna wpadka.
- Po dwóch meczach ze Słowenią i San Marino miał być komplet punktów. TymczasemĘ potknęliśmy się już na pierwszej przeszkodzie. Co się dzieje?
- Ten jeden punkt bardziej boli niż cieszy. Tym bardziej że w tych eliminacjach jest w sumie do rozegrania tylko dziesięć meczów i za bardzo nie mamy jak tych punktów odrabiać. Może przecież tak się ułożyć, że nie będzie możliwości gonienia czołówki, która już na starcie nam ucieka. Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Trzeba zrobić wszystko, aby z kolejnych spotkań przywozić po trzy punkty.
- Dlaczego ze Słowenią zagraliśmy tak słabo?
- Zakładaliśmy, że od początku narzucimy Słoweńcom swój styl gry. Jednak tylko pierwszy okres, pierwsze 20 minut, wyglądało dobrze w naszym wykonaniu. Później... nie wiem, co się stało. Czy toĘ strzelona bramka tak nas rozluźniła, że zamiast robić swoje, oddaliśmy inicjatywę rywalom? Sami zachęciliśmy Słoweńców do odważniejszych akcji, do tego, że zaczęli wyprowadzać coraz groźniejsze kontry. I w końcu stało się nieszczęście. W zasadzie ich akcje rozpoczynały się po naszych stratach. I to najbardziej boli, że pozwoliliśmy im grać zamiast kontynuować swoje dzieło.
- Słoweńcy w drugiej połowie mogli nawet pokusić się o strzelenie drugiego gola. Jaki wynik byłby sprawiedliwy?
- Remis nie krzywdzi nikogo. Jednak w sporcie jest tak, że wynik nie zawsze musi odzwierciedlać to, co dzieje się na boisku. Tak się stało i trzeba to przeboleć.
- Czym zaskoczyli nas Słoweńcy?
- Sami się zaskoczyliśmy tym, że zbyt łatwo traciliśmy piłkę. Słoweńcy nie pokazali wielkiego futbolu. Wykorzystali jedną szansę, a nam nie pozwoliliĘ na wiele.
- Mimo że w pierwszej połowie straciliśmy gola, to była ona w naszym wykonaniu poprawna, czego nie można niestety powiedzieć o drugiej części. Co się stało po przerwie?
- To prawda, druga połowa nie wyglądała tak dobrze jak pierwsza. Słoweńcy cofnęli się i uważniej się bronili. Tak naprawdę to po tym meczu jest mi przykro. Czuję się zmęczony, nieszczęśliwy i upokorzony. Chciałbym jak najszybciej zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Najlepszym lekarstwem jest kolejny mecz. Prawdziwe charaktery poznaje się w ciężkich chwilach, a taka właśnie jest na starcie eliminacji MŚ 2010.
- Mamy jeden punkt i...
-...głowy do góry, bo w naszej grupie zespoły są wyrównane. Nie jest powiedziane, że Czesi zdobędą komplet punktów w meczach ze Słowenią czy Słowacją. Trzeba wygrywać i patrzeć na inne zespoły. Ze Słowenią nie wyszło. Straciliśmy punkty, ale nie straciliśmy jeszcze szansy na awans. To moje piąte eliminacje do wielkiej imprezy. Trzy razy już mi się udało awansować. Teraz jestem kapitanem i chcę po raz kolejny cieszyć się z sukcesu i gry w RPA.