Negocjacje między Sampdorią a Fortuną Duesseldorf toczyły się od kilku tygodni. Niemcom tak bardzo zależało na sprowadzeniu Kownackiego, że kilka razy podwyższali ofertę. Kością niezgody nie było samo wypożyczenie do lata, ale kwota za jaką Fortuna mogłaby pozyskać Polaka na stałe po zakończeniu rozgrywek. Sampdoria ustanowiła ją na bardzo wysokim poziomie: 12 milionów euro. Tymczasem najpierw Niemcy zaproponowali 7 milionów, następnie 8 milionów plus 4 miliony od następnego transferu Polaka, a następnie - po odrzuceniu tych dwóch propozycji przez działaczy Sampdorii - udali się do Genui, z, jak się wydawało, propozycją nie do odrzucenia.
Do kolejnego spotkania na szczycie doszło w Genui w środę. Z naszych informacji, pochodzących z Włoch, od dziennikarza będącego blisko Sampdorii, wynika, że Fortuna podjęła gigantyczny, jak na swoje możliwości finansowe, wysiłek: zgodziła się na to, aby w umowie wypożyczenia wpisać klauzulę wykupu w wysokości 12 milionów euro. To byłoby pobicie klubowego rekordu transferowego Fortuny o... sześć razy. Warto jednak podkreślić, że klauzula wykupu NIE była obligatoryjna. Niemcy mieliby więc czas, aby ocenić przydatność Kownackiego, zobaczyć jak mu poszło w Bundeslidze na wiosnę i dopiero wtedy podjąć ostateczną decyzję.
Kilka dni wcześniej trener Giampaolo, oficjalnie, na konferencji prasowej, powiedział, że Kownacki dostanie zgodę na odejście. I kiedy wydawało się, że nic złego już się nie zdarzy, na zwykły, codzienny trening wyszli piłkarze Sampdorii...
Gianluca Capriari - to właśnie on na środowych zajęciach doznał poważnej kontuzji i natychmiast został przewieziony do szpitala. Już pierwsze wieści były niepokojące, bo pojawiły się sugestie, iż napastnik Sampy będzie pauzował dwa miesiące. Szybko okazało się, że potrzebna jest operacja, a to oznacza długą przerwę i zwrot w sprawie transferu polskiego napastnika. Mówiąc wprost: na ten moment Sampdoria cofnęła zgodę na jego odejście. Niemcy, którzy byli pewni, że wrócą z Włoch z wszelkimi uzgodnieniami, tak naprawdę wrócili z niczym. - Moje źródło w klubie zdradziło mi, że Niemcy podjęli jeszcze jedną próbę: zaoferowali Sampdorii już teraz kilkaset tysięcy euro, aby klub mógł kogoś sprowadzić w miejsce Kownackiego. Po raz kolejny usłyszeli jednak nie - mówi nam włoski dziennikarz. Co to oznacza dla Kownackiego?
Wstrzymanie tego transferu to dramatycznie zła wiadomość dla reprezentanta Polski. W oczach trenera Kownacki jest napastnikiem numer cztery, a to go absolutnie nie satysfakcjonuje. Przed transferem, gdy wydawało się, że odejdzie, został nawet odsunięty od drużyny, trenował indywidualnie, nie znalazł się w kadrze meczowej. Kontuzja Capriariego zatrzymuje go w klubie, ale nie poprawia znacząco pozycji - przed nim jest będący w życiowej formie Quagliarella, Defrel i kupiony niedawno z Southampton Gabbiadini. Co to oznacza? Niestety niemal na pewno wciąż ławkę rezerwowych i bardzo sporadyczne występy. A czy jest jeszcze szansa na odejście zimą? Czy Fortuna wciąż czeka na Kownackiego?
Drzwi do transferu nie zostały tej zimy całkowicie zatrzaśnięte, ale jednak bardzo mocno przymknięte. - Sampdoria boi się szukać na szybko zastępcy Kownackiego, trener ma podobno obawy, że nowy gracz nie miałby czasu nauczyć się jego taktyki i tak dalej - mówi nam włoski kolega. A jeśli klub z Genui kogoś nie znajdzie, to Kownaś utknie tam na kolejne miesiące. Sam zawodnik zdania nie zmienił, wciąż jest zdeterminowany, żeby odejść i tak naprawdę jest mocno poddenerwowany niespodziewanym obrotem sprawy. Za kilka tygodni jego partnerka będzie rodzić i to kolejny powód tego, że były gracz Lecha chciałby jak najszybciej wyjaśnić to, gdzie będzie grał w najbliższym czasie. Fortuna wciąż na niego czeka, Niemcy liczą, że przed zamknięciem okienka transferowego (31 stycznia) coś się jeszcze wydarzy, ale... Na ten moment szanse na to są niestety niewielkie...