Było sobotnie kwietniowe popołudnie i nic nie wskazywało na to, że na włoskich boiskach wydarzy się cokolwiek nadzwyczajnego. Trwał mecz Serie B pomiędzy Pescarą a Livorno. Nagle, po upływie około pół godziny gry, bez udziału rywala na murawę padł Piermaio Morosini. Włoski pomocnik, mający wówczas niespełna 26 lat, toczony był konwulsjami, a sędzia główny natychmiast przerwał grę i do poszkodowanego gracza przywołał medyków.
Poznajecie tego GWIAZDORA kadry? Niewiarygodne, jak ZARÓSŁ na kwarantannie! [ZDJĘCIE]
Ci natomiast od razu postanowili wezwać pogotowie, a sami przeszli do masażu serca. Po chwili gracz znalazł się już w ambulansie, gdzie jego życie starano się uratować za pomocą defibrylatora, ale ekspresowa interwencja służb zdała się na nic. Zawodnik zmarł jeszcze zanim dojechał do szpitala, a zaplanowane na tamten weekend starcia Serie B i Serie A zostały przełożone. Pamięć o piłkarzu i tamtym dramatycznym momencie nie zatarła się w Italii do dzisiaj.
Przeprowadzona z czasem sekcja zwłok wykazała, że Morosini cierpiał na niezwykle rzadkie schorzenie genetyczne, którego praktycznie nie da się wykryć. Komórki mięśniowe serca stopniowo zamieniały się w jego organiźmie w tłuszcz. W efekcie problem doprowadził do tego, że akcja serca została całkowicie zatrzymana. Piłkarskie Włochy okryły się żałobą i do dzisiaj zadają sobie pytanie, dlaczego piłkarz odszedł w tak młodym wieku.
Wiadomo, kiedy stadiony znów będą mogły się wypełnić. Kibice się ZAPŁACZĄ