„Super Express”: Jesteś najbardziej wyluzowanym mistrz olimpijskim?
- Naprawdę?! Cieszę się bardzo, że to słyszę. Jest to coś niesamowitego, że jestem mistrzem, ale jestem tym samym chłopakiem, co kiedyś. Lubię się śmiać i mam raczej luźne podejście do wszystkiego. Tak samo było w Japonii. Profesjonalnie walczyłem, ale nie żebym się miał spinać…
- O tym medalu mówisz, że to żart, użyłeś słowa „beka”.
- Tak powiedziałem, ale nie wiedziałem, że to wypłynie. Śmiałem się sam do siebie, że to zrobiłem. Emocje były ogromne. Pokonałem tak wspaniałych rywali. Dla mnie to „beka”..
- Jak to możliwe, że dla Ciebie pierwsze 30 km dystansu było łatwe?
- To druga ukończona „pięćdziesiątka” w życiu i trzecia w której startowałem. Myślę, że treningi, które wykonałem zaowocowały. Na obozie przygotowawczym w Szwajcarii czułem się bardzo mocny. Jadąc do Japonii miałem jasne ambicje i cel. Wierzyłem w medal. Złoto było w głowie. Realnie zakładałem jednak bycie w pierwszej dziesiątce, lub ósemce.
- Rozmawiałeś z Robertem Korzeniowskim przed wylotem do Tokio. Co Ci powiedział?
- Rozmawialiśmy, jak już byłem w Japonii. Powiedział bym się zaadoptował do warunków. Trenuję już 18 lat i wiem co robić, by iść ze spokojem. Na 30 kilometrze postanowiłem jednak zaszaleć i dlatego mam teraz złoty medal.
ZOBACZ: Dawid Tomala przywitany w domu [ZDJĘCIA]
- To on był inspiracją, by zacząć uprawiać tę dyscyplinę?
- Medale Roberta są czymś niemal niedoścignionym. Jest to o tyle trudne, że trudno nam wystartować na dwóch dystansach: 20 i 50 km. Nie da się tego zrobić dzień po dniu. Gdy Robert startował, to między tymi zawodami był tydzień przerwy. Wtedy da się to zrobić. Myślę, że w historii, nie będzie już takiego chodziarza, który wygra dwa złote medale na jednych igrzyskach. No chyba, że ja!
- O czym się myśli podczas takiego chodu?
- O wielu rzeczach, ale głównie na starcie. Tempo, w którym się poruszaliśmy do 30 kilometra było bardzo wolne. Zacząłem się rozglądać na boki, rozmawiać nawet z kibicami. Nie chciałem się rozpraszać, dlatego postanowiłem zaatakować, by założyć klapki na oczy i robić swoje.