- Grywasz na trąbce i tubie w orkiestrze dętej. Jaki utwór zagrałbyś po takim sukcesie?
Patryk Dobek: Hejnał jakiś pewnie. Albo fanfary. Na pewno orkiestra w Ossowie, jak tam przyjadę, to coś wymyśli.
- Od kiedy na poważnie zacząłeś trenować 800 m nie minął nawet rok. Wierzyłeś, że możliwe jest tak szybko zbudować formę na olimpijski medal?
- Z trenerem się śmialiśmy, że nie może być tak, że tak szybko osiągnę taki sukces, bo to będzie po prostu nie fair, wręcz bezczelność, nie można mieć wszystkiego od razu. Ale skoro była okazja, to nie mogłem odpuszczać, a ten medal będzie dla mnie dodatkową motywacją i znakiem, że to była dobra decyzja i że 800 m powinienem zacząć biegać już kilka lat temu. Przeszedłem do historii, bo to jest pierwszy polski medal olimpijski na tym dystansie. To jest coś wspaniałego.
- Kilka dni temu zostałeś ojcem, urodziła ci się córeczka. Ta nowa życiowa rola też cię uskrzydliła?
- Na pewno odciągnęła moją uwagę od tej atmosfery igrzysk olimpijskich, która dla wielu sportowców jest stresująca. Ja do tego podszedłem z zimną głową. Ale te narodziny córeczki to też dla mnie duża motywacja. Bardzo dużo się dzieję w tym roku w moim życiu. A córka już tak układa rączki, jakby trzymała kciuki.
- Na mecie cieszyłeś się z brązu, ale tak nie do końca...
- Zgadza się. Czułem pewien niedosyt, bo popełniłem mały błąd. Być może mogłem nawet powalczyć o srebro. Ale fajnie jest, że mam ten brązowy medal i cieszę się z tego.
Tokio, Michał Chojecki