- Co pamiętacie z tego dramatycznego finiszu?
Katarzyna Zillmann: Ciemno, ciemno, ciemno i medal! (Śmiech). Słyszałam tylko krzyki Agnieszki i parzyłam czy po bojach nie lecę!
Maria Sajdak: U mnie nie było ciemno. Widziałam przeciwniczki, patrzyłam co robi Kasia (szlakowa) i bardzo chciałam jej pomóc. Wszystkie razem robiłyśmy, co mogłyśmy żeby dogonić kolejne osady. Mamy srebro i jesteśmy szczęśliwe.
- Taka była taktyka, żeby pierwszą połowę popłynąć spokojniej i potem ostro ruszyć?
Maria Sajdak: Taktyka? Pierwszy tysiąc poszłyśmy, ile mogłyśmy, a drugi jeszcze mocniej. I lepiej się tego nie dało zrobić!
- Walczyłyście w trudnych warunkach, przy silnym bocznym wietrze...
Marta Wieliczko: Tak i wiedziałyśmy, że tylko opanowanie nas tutaj uratuje. Że trzeba zachować spokój i jak najlepiej wszystko zrobić. Niemki na finiszu nieszczęśliwie złapały tzw. raka, bo zabrakło im dokładności. Wystarczy moment nieuwagi i już leci pod wodę.
- W którym momencie poczułyście już, ze ten medal będzie?
Marta Wieliczko: Agnieszka nam hasła wykrzykiwała na ostatniej pięćsetce: "Brąz, brąz, jest brąz!" a potem "Srebro, srebro, jest srebro!" (śmiech). Finisz zrobiłyśmy perfekcyjnie, tak jak to sobie zaplanowałyśmy.
Maria Sajdak: Doganiając Holenderki, byłyśmy już pewne, że nie oddamy medalu i że tylko możemy polepszyć jego kolor. Na trasie coraz bardziej oswajałyśmy falę, która rosła. Ujarzmiłyśmy ją i ona zaczęła nam pomagać. Płynęliśmy z falą, a Niemki przeciwko fali. Musiałyśmy poddać się warunkom.
- Na czym polega wasza siła?
Maria Sajdak: - Zgranie i jedność osady, pewność trenera co do planu, oraz to, że mamy wspólny cel i do niego dążymy.
- Na trasie długo płynęliście za medalowymi miejscami. Pojawiła się chwila zwątpienia?
Maria Sajdak: - Po starcie byłyśmy długo czwarte i była chwila zwątpienia, ale bardzo krótka. Wzięłyśmy się w garść i drugi tysiąc popłynęliśmy tak jak zwykle.
- A przed igrzyskami? Za wami dużo chorób i innych problemów...
Maria Sajdak: Były przeciwności, ale razem wszystkie cztery i z trenerem sobie z nimi radziłyśmy, wspierając się.
Marta Wieliczko: To był trudny rok, bo każda z nas zachorowała na COVID-a. Wiedziałyśmy, że musimy się szybko wyleczyć i ważne, że mimo tych przeciwności się udało.
Katarzyna Zillmann: Wiedziałyśmy, że musimy wyrzucić do kosza te wszystkie kłopoty, które nas spotkały i to się udało. Ja czułam, ze to to będzie nasz dzień.
- Wasz trener opisując was, powiedział, że jedna to spokój, druga to chaos, trzecia to Matka Teresa, a czwarta to optymistka. To która jest która?
Marta Wieliczko: Matka Teresa to ja! Zawsze pomocna (śmiech)
Maria Sajdak: Ja to spokój, Agnieszka (Kobus-Zawojska), która jest na kontroli dopingowej, to optymistka, a Kaśka (Zillmann) to chaos. I właśnie dzięki temu, że każda z nas jest inna, uzupełniamy się i stanowimy jedność.
Katarzyna Zillmann: Ja jestem chaos. U mnie musi być ostro i grubo, albo wcale! (śmiech)
- Dla ciebie Marta, to wyjątkowy medal...
- Tak, wyjątkowy. W domu będą teraz już dwa srebrne medale olimpijskie. Jeden mój, a drugi mojej mamy (Małgorzata Dłużewska-Wieliczko, srebro w Moskwie, red.). Wszyscy mnie pytali, czy wypadnę lepiej niż mama. Odpowiadałam: "Tak tak, będzie lepiej". Ale jest tam samo! (śmiech).
- Czym różnie się ten srebrny medal od brązu w Rio? (zdobyły go M. Sajdak i A. Kobus-Zawojska)
Maria Sajdak: Fizycznie jest cięższy. I przygotowań też było więcej, bo aż pięć lat. Było też więcej przygód i przeszkód. Na pewno trudniej było go zdobyć i lepiej dzięki temu smakuje. Już zawsze będziemy srebrnymi medalistkami z Tokio i nic tego nie zmieni.
- Na kolejnych igrzyskach powalczycie w tym samym składzie?
Katarzyna Zillmann: Musimy o tym porozmawiać. Nie jest to niemożliwe, ale na razie cieszmy się z tego co mamy.
- Podobno macie szczęśliwy talizman. Opowiecie o tym?
Marta Wieliczko: To są skarpetki, w których startowałyśmy w Płowdiw w 2018 roku. Tam przyniosły nam szczęście. Wtedy miałyśmy złoto i teraz też się sprawdziły.
- A jak przygotowałyście się do tego finału?
Marta Wieliczko: Pograłyśmy w różne gry, żeby tylko się uspokoić. A o 21.30 włączył się nagle... alarm przeciwpożarowy!
Katarzyna Zillmann: Tak, to było dobre! Wszyscy wyszli na korytarz. Na szczęście przyszła obsługa i wyłączyła ten alarm, ale atrakcje były, nie nudziłyśmy się
- Wreszcie rozwiązałyście polski worek z medalami. Teraz już przyjdą kolejne?
Katarzyna Zillmann: Oby! Trzymamy kciuki za wszystkich. To jest sport i wszystko się może wydarzyć. Nikogo nie można przekreślać i wywierać presji. Bądźcie z nami, sportowcami. Na pewno wszyscy damy tutaj z siebie sto procent.
Korespondencja z Tokio, Michał Chojecki