Niewiele brakowało, aby Aleksandra Kowalczuk nie pojawiła się na igrzyskach. Spowodował to fałszywie pozytywny wynik na koronawirusa, ale na szczęście kolejne badania wykazały, że Polka jest zdrowa i z lekkim opóźnieniem może lecieć do Tokio. Mimo zawirowań mistrzyni Europy z 2018 roku w stolicy Japonii zaprezentowała się naprawdę solidnie.
Choć przegrała z Serbką w ćwierćfinale, dostała szanse w repasażach i niemal wykorzystała ją w pełni. W walce o brąz zmierzyła się z Biancą Walkden. Brytyjka miała jasną taktykę na tę rywalizację i próbowała uderzeń pięściami. Te przynosiły rezultat, bo utytułowana zawodniczka zdobywała pojedyncze punkty. Polka niemal wszystkie straty odrobiła kopnięciem na tułów.
Niestety w finałowej rundzie Walkden zaatakowała mocniej i dzięki kopnięciu za dwa punkty odskoczyła Polce na cztery "oczka". Kowalczuk robiła wszystko co mogła, aby odrobić straty, ale ta sztuka jej się niestety nie udała i to Brytyjka mogła cieszyć się z brązowego medalu.