- W czasie ślubowania ocierała pani łzy chusteczką? To dlatego, że to pani ostatnie igrzyska?
Anita Włodarczyk: - Dlaczego zaczynamy od tego, że to moje ostatnie igrzyska? (śmiech). Przede wszystkim cieszę się, że jestem tutaj w Paryżu.To już moje piąte igrzyska i myślę, że ostatnie, bo nie ma co ukrywać, lata lecą. Dlatego nie mogę się doczekać dzisiejszej ceremonii otwarcia, bo wtedy na pewno poczuję, że te igrzyska się rozpoczęły.
- Jest pani mocno przyjęta rolą chorążej i ceremonią otwarcia?
- Pamiętam, że byłam na ceremonii otwarcia w Pekinie w 2008 roku. Wtedy też był to dla mnie dzień wyjątkowy, ponieważ ceremonia odbyła się w dniu moich urodzin, 8 sierpnia. Nie ukrywam, że kiedyś marzyłam o tym, żeby pójść na czele reprezentacji Polski, bo jest to niesamowity zaszczyt i duma, że dzisiaj z Przemkiem Zamojskim będziemy reprezentować nasz kraj. To dla mnie są nowe emocje, nowe wrażenia. Nie jest tak, że to są piąte igrzyska i dlatego dla mnie to jest już naturalne. Ja jestem ogólnie osobą wrażliwą.
- Czuje pani ulgę, że na trybuny w czasie igrzysk wrócą kibice? Trzy lata temu była pandemia i świeciły pustkami.
- Tak. Cieszę się bardzo, że będą kibice na trybunach. Wczoraj jak oglądałam w mediach zdjęcia chociażby ze stadionu, gdzie rozgrywany był mecz rugby i stadion był pełny, to aż serce roso. Uwielbiam startować przy ogromnej publiczności. Pamiętam jak było w Pekinie, gdzie stadion mieści prawie 100 tysięcy ludzi. Wtedy mnie to trochę przerosło, bo nie byłam gotowa na taką publiczność. Ale później już się z tym wszystkim oswoiłam, a atmosfera na stadionie po prostu mnie niesie. Nie ukrywam, że tęskniłam za takimi emocjami.
- W jakiej sportowej formie pani jest? Z marzeniami i celami pani tu przyleciała?
- Przede wszystkim jestem zdrowa. Cieszę się, że cały okres przygotowawczy przetrenowaliśmy w zdrowiu. Jestem bojowo nastawiona do walki. Chciałabym zdobyć medal. Wiem, że to będzie bardzo trudne, ale ja zawsze sobie wieszam wysoko poprzeczkę.
- Pomalowane paznokcie już są gotowe na ten start?
- Na razie na ceremonię otwarcia. Na start będą w innym wydaniu. Znów będą biało-czerwone, będą też na pewno elementy paryskie. Wieża Eiffla. Pewnie jakaś bagietka albo croissant, bo na to czekam w Paryżu. Na espresso i na croissanta po starcie. Już czuję naprawdę, że to wszystko się rozpoczyna.
- Które kolczyki pani wybierze?
- Mam swoje talizmany. Jeśli chodzi o kolczyki to nie wiem, ale mam mnóstwo bransoletek, różnych gadżetów, które są zawsze w moim plecaku.
- W czasie ceremonii otwarcia będziecie płynęli barką po Sekwanie. Jak się pani na to zapatruje?
- Mam nadzieję, że z moją wagą nie zatopię tej barki (śmiech). Nie mam pojęcia jak to będzie wyglądało, bo zawsze ceremonia otwarcia była na stadionie. Tutaj będziemy płynęli. Myślę, że to jest fajny pomysł, że wyszliśmy do ludzi, do miasta. Na pewno będzie to fajne.
- Kiedy w różnych analizach szans medalowych nie jest pani wymieniana jako kandydatka do podium pojawia się taka sportowa złość, że ja wam jeszcze pokażę?
- Ja już nikomu nic nie muszę pokazywać i udowadniać. To jest fajne, że nie mam takiej presji. Nie wyobrażam sobie, gdyby to były moje ostatnie igrzyska, i nie miałabym jeszcze medalu. Wtedy byłaby ogromna presja.
- Ile trzeba będzie rzucić młotem w finale olimpijskim, żeby zdobyć medal?
- Myślę, że powyżej 76 metrów.
- Na treningach zdarza się pani tyle rzucić?
- Nie, ale ja nie jestem zawodniczką treningową.
Notował i rozmawiał Michał Chojecki (Paryż)