Iga Świątek jest już w 2. rundzie turnieju olimpijskiego na igrzyskach Paryż 2024 po zwycięstwie nad Rumunką Iriną-Camelią Begu. Czterokrotną mistrzynię Roland Garros jako królową paryskich kortów spotkał zaszczyt otworzenia rywalizacji. Zagrała pierwszy mecz na Philippe-Chatrier, głównej arenie, na której nie tak dawno świętowała kolejny wielkoszlemowy triumf. W Paryżu już drugi dzień leje deszcz, więc panie walczyły pod dachem, a w takich warunkach Idze Świątek zawsze gra się trudniej. Jej topspinowa moc i mordercze rotacje na korcie ziemnym dają znakomity efekt, ale najlepszy, gdy jest ciepło i słonecznie. Po dachem Królowa Mączki traci swoje atuty. Podobnie było na początku tegorocznego Roland Garros, gdy pierwsze mecze też z konieczności grała pod dachem i niemal odpadła w meczu z Naomi Osaką.
Iga Świątek mecz z Iriną-Camelią Begu zaczęła dobrze i szybko wyszła na prowadzenie 2:0. Wtedy jednak zaczęły się problemy. Polka zaczęła popełniać proste błędy. Za bardzo śpieszyła się z kończeniem akcji. Trema związana z pierwszym meczem na igrzyskach mogła mieć tu znaczenie, ale widać też było, że nasza gwiazda potrzebuje czasu, żeby oswoić się ze specyficznymi warunkami pod dachem.
Rumunka ciężko pracowała w defensywie i po kolejnych nieudanych akcjach Igi Świątek niespodziewanie przełamała jej serwis, wyrównała na 2:2, a w piątym gemie przy podaniu Polki też prowadziła, więc zrobiło się nerwowo. Potem liderka rankingu WTA uspokoiła grę. Wciąż grała nierówno i widać było, że brakowało jej pewności siebie, ale w ważnych momentach była skuteczna. Po długim i zaciętym gemie wyszła na prowadzenie 4:2 i później poczuła się już lepiej. Pierwszego seta wygrała 6:2 w 43 minut.
Iga Świątek w meczach z takimi rywalkami zazwyczaj na początku drugiego seta dociska pedał gazu i odjeżdża rywalce. Jednak w starciu z Begu w drugiej partii dość długo nie potrafiła wykorzystać swoich szans i zbudować przewagi. Wciąż psuła zagrania, które normalnie - na tym korcie - wykonuje z imponującą pewnością i precyzją. Coraz częściej po prostych błędach wykonywała gesty irytacji w kierunku członków jej zespołu. Zdenerwowana i usztywniona straciła podanie. Rumunka serwowała przy prowadzeniu 5:4 i mogła domknąć seta, ale Polka wtedy wywarła dużą presję i prowadziła 40-0. Pierwszych trzech breakpointów nie wykorzystała, ale po chwili miała czwartą szansę. Wtedy była już skuteczna. Poszła za ciosem i domknęła spotkanie, wygrywając 6:2, 7:5. Na koniec Begu popełniła podwójny błąd serwisowy.
Na kolejną rywalkę będzie musiała poczekać. Mecz Nadia Podoroska (Argentyna) - Diane Perry (Francja) mia zostać rozegrany w tym samym czasie, ale na korcie bez dachu, a deszcz torpeduje rywalizację.