- Teraz się zaczyna prawdziwe granie. Kto przegrywa, ten odpada, więc dajemy maksa. Ile trzeba będzie, tyle damy na boisku serducha, potu, krwi, żeby przejść tą barierę ćwierćfinałową - obiecywał przed meczem przyjmujący Kamil Semeniuk, dodając, że polscy siatkarze "będą się ze Słowenią bić jak bokserzy i zobaczymy, kto pierwszy będzie leżał".
W pierwszym secie to był rzeczywiście zupełnie inny zespół niż ten, który w fatalnym stylu przegrał 1:3 z Włochami na koniec fazy grupowej. A używając przywołanej przez Semeniuka terminologii bokserskiej, jakio pierwsi na deskach wylądowali Słoweńcy. Polacy szybko zbudowali w pierwszej partii przewagę. Po udanej akcji Bartosza Kurka było 9:5. Kiedy rywale zmniejszali przewagę, Biało-Czerwoni natychmiast znów odskakiwali. Gdy rozgrywający Marcin Janusz zaserwował asa, zrobiło się już 19:13. Od Polaków biła duża pewność siebie. Imponowali skutecznością w ataku, szczególnie w porównaniu z poprzednimi dwoma meczami w tym turnieju.
Na meczu polskich siatkarzy ze Słowenią była Iga Świątek, która na poprzednie spotkanie "Gangu Łysego" nie dotarła, bo zbiegło się z jej medalową dekoracją. Wczoraj wieczorem na zaproszenie jednego z jej sponsorów gościła na Stade de France, na którym walczyli lekkoatleci i nie przyniosła szczęścia naszym młociarzom. Teraz oglądała na żywo siatkarzy i - sądząc po obrazkach w telewizji - bawiła się świetnie. Oczywiście duża w tym zasługa polskiego zespołu, który w drugim secie kontynuował dobrą grę.Pierwszego seta zakończyła zepsuta zagrywka Tonceka Sterna. Zespół Nikoli Grbicia wygrał tę partię pewnie 25:20.
Początek drugiego seta należał do Słoweńców, którzy prowadzili 4:2, ale Polacy szybko odpowiedzieli świetnymi akcjami. Po kapitalnej akcji Tomasza Fornala w obronie i skutecznym bloku Biało-Czerwonych było już 6:5 dla naszego zespołu. Potem długo walka była bardzo wyrównana i żaden z zespołu nie był w stanie zbudować przewagi. Jako pierwsi odskoczyli Polacy. Po źle przyjętej przez jednego z rywali zagrywce Mateusz Bieniek skorzystał z prezentu, wbijając siatkarskiego "gwoździa" i zrobiło się 17:15 dla naszego zespołu. Niestety po błędzie w przyjęciu Wilfredo Leona Słoweńcy wyrównali i było 17:17. Chwilę później prowadzili już rywale, ale po widowiskowej akcji atakującego Bartosza Kurka było 21:20, który w tym fragmencie spotkania prezentował się kapitalnie i wyprowadził nasz zespół na prowadzenie 23:21. Rywale wyrównali na 23:23, zaraz potem Polacy nie wykorzystali pierwszej piłki setowej, a po świetnym serwisie Tine Urnauta i błędzie w przyjęciu Pawła Zatorskiego to Słoweńcy mieli szansę na skończenie seta. Niestety ją wykorzystali. Po efektownym ataku Klemena Cebulja nasi rywale wyszarpali drugą partię, wygrywając ją 26:24.
Widać było, że ta wypuszczona z rąk szansa na objęcie prowadzenia 2-0 w setach nieco wstrząsnęła Polakami i pytanie było, jak zareagują na to niepowodzenie. Zareagowali pozytywnie - sportową złością i skuteczną grą. Już początek tej partii był obiecujący. Kibice najpierw oklaskiwali asa serwisowego Mateusza Bieniuka i skuteczne akcje Wilfredo Leona, po których szybko zrobiło się 4:0 dla Biało-Czerwonych, a po serii asów serwisowych Wilfredo Leona było już 10:3. Polacy szaleli nie tylko w ataku ale również w obronie. I wciąż znakomicie serwowali. Po asie Tomasza Fornala nasz zespół prowadził już 15:7, a potem podopieczni Nikoli Grbicia pilnowali bezpieczną przewagę. Końcówka tej partii była nieco nerwowa. Polacy zmarnowali kilka piłek setowych, a kiedy Wilfredo Leon został kilka razy z rzędu zablokowany, realizator transmisji pokazał na telebimach łapiącą się za głowę Igę Świątek. Na szczęście nasza tenisowa gwiazda i liczni polscy kibice po chwili mogli już świętować. Jakub Kochanowki skutecznym atakiem przez środek zamknął trzeciego seta, którego nasi siatkarze wygrali 25:19.
Początek czwartego seta był bardzo wyrównany i długo trwała walka punkt za punkt. Sygnał do ataku dał Wilfredo Leon, serwując asa i było 9:7 dla Polaków, a po ataku Jakuba Kochanowskiego ze środka zrobiło się już 10:7. Polakom wychodziło w tym fragmencie meczu niemal wszystko. Nawet po instynktownej obronie Marcina Janusza piłka przeleciała nad głowami zaskoczonych Słoweńców i wpadła w boisko. Było już 13:9, a po bloku rozpędzonych Biało-Czerwonych 15:11. Bartosz Kurek zaserwował asa, dając naszej drużynie prowadzenie 17:13, ale po skutecznym ataku Tncecka Sterna "Gang Łysego" prowadził już tylko 18:16. Nerwowo zrobiło się chwilę później, gdy Słoweńcy doprowadzili do wyrównania po świetnych zagrywkach Sterna. Końcówka należała jednak do Polaków. Najpierw wyprowadzili kontratak na 20:18, a następnie Kochanowski zaserwował asa. W końcówce rywale mylili się na potęgę i na zagrywce i w ataku i ostatecznie Biało-Czerwoni wygrali 25:20 i awansowali do półfinału igrzysk olimpijskich.