Był 2 listopada ubiegłego roku, kiedy napastnik Unionu, Sebastian Polter, w samej końcówce strzałem z rzutu karnego wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie 1:0 w starciu z odwiecznym rywalem. Rezultat ten utrzymał się już do końcowego gwizdka sędziego i można było rozpocząć fetowanie triumfu. Nim to jednak nastąpiło, nie obyło się bez wielkich kontrowersji. W pewnym momencie na murawę wybiegli krewko nastawieni sympatycy gospodarzy, szukając konfrontacji z sympatykami Herthy. Niewiele brakło, aby doszło do rękoczynów.
Zapobiegł jednak temu m.in. Gikiewicz. Gdy fani wybiegli na murawę i już chcieli biec do swoich oponentów, polski bramkarz wykazał się ogromną odwagą wychodząc przed rozjuszony tłum i w mocnych słowach prosząc o powrót na trybuny. Kibice, zdezorientowani tą sytuacją, wrócili na swoje miejsca, a pojedynek można było dograć do końcowego gwizdka sędziego. Dzięki temu Union nie ryzykował walkowera i zainkasował kompet punktów, który wywalczył na boisku.
Koniec końców, kary i tak się posypały. Hertha musi zapłacić 190 tysięcy euro, natomiast na Union początkowo nałożono karę w wysokości 158 tysięcy euro, ale po odwołaniu zmniejszono ją do 140 tysięcy euro. Co ciekawe, jedną trzecią tej sumy klub Gikiewicza będzie mógł wydać na poprawienie systemu bezpieczeństwa na stadionie i wykazać to przed związkiem do 30 czerwca.
Taka konsekwencja wobec możliwie jeszcze większej połączonej z porażką walkowerem z pewnością nie brzmi już jednak tak strasznie.