11 kwietnia wszystko przebiegało tak, jak przed każdym meczem niemieckiego zespołu. Piłkarze wsiedli do autokaru, który miał ich zawieźć na Signal Iduna Park, gdzie o 20:45 miał się rozpocząć mecz Ligi Mistrzów z AS Monaco. Tuż po opuszczeniu terenu hotelu wybuchła bomba umieszczona w żywopłocie. Siła jej eksplozji była na tyle potężna, że mocno uszkodziła jedną z szyb autokaru.
W zamachu ucierpiał Marc Bartra. Hiszpan musiał zostać przewieziony do szpitala, gdzie przeszedł operację. Fizycznie szwanku doznał tylko on, ale psychika wielu piłkarzy mocno ucierpiała na tym wydarzeniu. Przed sądem przyznał to bramkarz Borussii, Roman Wiedenfeler. - Ten temat cały czas przerabiamy w drużynie. Wiem, że niektórzy zawodnicy nadal cierpią z powodu ataku. To zmieniło także moje życie. Od czasu tego zdarzenia korzystam z pomocy psychologicznej. Cały czas się boję - powiedział piłkarz na toczącej się sprawie przeciwko Siergiejowi W., podejrzanemu o zamach.
Ówczesnym trenerem zespołu z Dortmundu był Thomas Tuchel. Szkoleniowiec przyznał, że zamach z ubiegłego roku miał wpływ na jego pracę w Borussii, a w konsekwencji na zwolnienie go ze stanowiska trenera. - Jestem pewny, że dalej pracowałbym w Borussii. Duże znaczenie miał fakt, że w autokarze siedziałem ja, a nie Watzke. To sprawiło, że mieliśmy zupełnie inne zdanie na temat tej sytuacji. Jestem też przekonany, że zamach miał wpływ na formę piłkarzy - zeznał przed sądem Tuchel.
Zobacz również: Maciej Skorża przed wielkim wyzwaniem. Został selekcjonerem reprezentacji