Franz Beckenbauer, Grzegorz Lato

i

Autor: Paweł Dąbrowski/Super Express, Eastnews

Nie zyje Franz Beckenbauer

Grzegorz Lato wspomina własne boje z Cesarzem. „To była rzecz niezwykła w tamtych czasach”

2024-01-08 19:14

Na 20.15 w poniedziałkowy wieczór telewizja ARD zaplanowała premierę filmu dokumentalnego „Beckenbauer”. Kilka godzin wcześniej świat futbolowy zamarł: Franz Beckenbauer w wieku 78 lat odszedł na niebieskie boiska. - Nieprzypadkowo nazwano go „Cesarzem”… - wzdycha głęboko Grzegorz Lato.

Lato z mundialu w 1974 roku, rozgrywanego na niemieckich boiskach, wrócił z tytułem króla strzelców. Zdobywał gole w pięciu z siedmiu spotkań Biało-Czerwonych na tamtym turnieju. Nie udało mu się trafić do siatki Włochów ani też rozpracować defensywy RFN w meczu decydującym o występie w wielkim finale.

- W futbolu nie ma „gdybania”, jest konkretny wynik zapisany w kronikach. Ale… może bym i trafił we Frankfurcie, gdyby to nie był „mecz na wodzie”. Nie miał prawa się odbyć – przypomina Grzegorz Lato. - Tamtego dnia bohaterem Niemców był jednak nie Beckenbauer, ale Sepp Maier, który bronił wszystko.

Beckenbauer jednak i tak dał się we znaki naszemu rozmówcy. - Może nie tyle fizycznie, bo to był zawsze zawodnik grający co prawda bardzo twardo, ale fair – zaznacza nasz rozmówca. - Miał szacunek dla przeciwnika; raz – bo był człowiekiem wysokiej kultury osobistej; dwa – bo… zawsze przecież mógł spotkać się z rewanżem….

Grzegorz Lato trzykrotnie stawał naprzeciw niemieckiego defensora w meczach reprezentacyjnych. Gola nie strzelił (0:0 w 1971 w Hamburgu, wspomniane 0:1 na MŚ 1974 w Niemczech, 0:0 na mundialu 1978 w Argentynie). Po raz czwarty – na piłkarskiej gali z okazji 50. urodzin kapitana RFN.

- Zaprosił wtedy do Monachium dawnych rywali z boiska. Zagrałem w „reprezentacji świata” przeciwko drużynie niemieckich oldbojów. Wyniku nie pamiętam, za to pamiętam wielkie pomeczowe święto, z bawarskimi golonkami i piwem – uśmiecha się nasz znakomity reprezentacyjny snajper sprzed dekad.

- Kaziu Górski zawsze mawiał: „Głowy do góry, rywale to ludzie tacy sami jak wy”. I miał rację. Ale Beckenbauer miał coś szczególnego. To, jak on – stoper przecież – ruszał z piłką do przodu, jak rozgrywał piłkę, czasem uderzał na bramkę, było czymś niezwykłym w tamtych czasach. Nieprzypadkowo nazwano go „Cesarzem” – podkreśla Lato, kończąc melancholijnie: - Rok temu król Pele, teraz cesarz Franz… Smutno...

Nie żyje Franz Beckenbauer
Najnowsze