Robert Lewandowski nie ma dość bicia rekordów. Dwie bramki strzelone z VfB Stuttgart już teraz przejdą do historii – były to trafienia numer 1000 i 1001 autorstwa polskich piłkarzy na boiskach Bundesligi. Oprócz tego Robert Lewandowski wyrównał rekord Gerda Muellera w liczbie bramek strzelonych w Bundeslidze w roku kalendarzowym (42) i wciąż śrubuje swój rekord w liczbie bramek zdobytych w jednym roku ogółem. Polak ma ich na koncie 68 i jeśli zanotuje dwa trafienia w ostatnim meczu przeciwko VfL Wolfsburg, to przebije rekord Cristiano Ronaldo z 2013 roku, gdy ten strzelił 69 goli (dla jasności, absolutnym rekordzistą jest Lionel Messi, który w 2012 strzelił 91 goli). Mimo, że trafienia przeciwko ekipie ze Stuttgartu były dla Polaka złamaniem kolejnych barier, to, jak zwrócili uwagę niemieccy dziennikarze, Robert Lewandowski nie cieszył się po nich zbyt wylewnie, co było dość zaskakujące.
Lewandowski ponownie przeszedł do historii! Rekord Cristiano Ronaldo wisi na włosku, Bayern znowu gromi
Zobacz zdjęcia Roberta i Anny Lewandowskich z gali Złotej Piłki. Więcej w galerii poniżej
Niemcy niepokoją się zachowaniem Lewandowskiego
Polski napastnik przyzwyczaił nas raczej do tego, że celebruje swoje bramki. Nawet jeśli trafia z mniej wymagającymi rywalami, możemy oglądać, jak cieszy się po kolejnych trafieniach. Tym razem było inaczej, na co uwagę zwrócili m.in. dziennikarze „Sport Bild” – Po golach w Stuttgarcie Polak pokazywał niezwykle powściągliwą radość – czytamy w niemieckiej gazecie.
Wyjaśniła się przyszłość Erlinga Haalanda?! Sensacyjne doniesienia, agent Norwega spotkał się z władzami giganta
Zaniepokojeni tym faktem Niemcy od razu próbowali znaleźć odpowiedź na to, dlaczego tak reagował Robert Lewandowski. Wszystko wskazuje na to, że był on przede wszystkim niezadowolony ze swojego występu, gdyż przed swoimi trafieniami nie miał dogodnej okazji do powiększenia swojego dorobku strzeleckiego. Powściągliwość Polaka po bramce widać dobrze szczególnie w przypadku pierwszej powtórki. Oba gole możecie zobaczyć poniżej.