Posada Niko Kovaca wisiała na włosku już od kilku tygodni, ale niewykluczone, że ostatni remis z beniaminkiem Bundesligi, Fortuną Dusseldorf, przelał czarę goryczy. Bayern po 12 kolejkach zajmuje odległe, piąte miejsce w tabeli ze stratą aż dziewięciu punktów do prowadzącej Borussii Dortmund. A po sobotnim spotkaniu prezes klubu, Karl-Heinz Rummenige, wypowiedział słowa, które wywołały prawdziwą medialną burzę.
- Musimy spotkać się, ponieważ istnieje potrzeba wewnętrznej dyskusji - przyznał. Gdy ostatni raz udzielił podobnej wypowiedzi, a było to we wrześniu 2017 roku po porażce z PSG 0:3, chwilę później zwolniony został ówczesny trener, Carlo Ancelotti. Niewykluczone, że teraz podobny scenariusz czeka Kovaca, który sam zdaje się być przekonany, że jego dni w Monachium są policzone. Wskazują na to słowa Chorwata, jakie zdaniem "Bilda" padły podczas odprawy przed spotkaniem Ligi Mistrzów z Benfiką Lizbona.
Ponoć wprost przyznał, że jego przygoda z Bayernem dobiega końca. Ale okazuje się, że wcale nie czuje się winny sytuacji w klubie. Zaatakował bowiem piłkarzy! Zarzucił im brak zaangażowania na boisku i zbyt łagodny charakter, a jego zdaniem największe gwiazdy w drużynie są zbyt przemądrzałe.
Ale jego złe stosunki z szatnią to żadna nowość. W niedalekiej przeszłości mówiło się o konfliktach m.in. z Arjenem Robbenem czy Franckiem Riberym i wygląda na to, że piłkarze mają wreszcie dość. Za Chorwatem raczej nikt płakał nie będzie, ale z drugiej strony trzeba przyznać, że zawodnicy Bayernu faktycznie zachowują się jak rozkapryszone gwiazdy. Gdy nie podobały im się metody treningowe Ancelottiego, zaczęli na niego narzekać i chwilę później Włocha nie było już w klubie. Teraz podobnie może być z obecnym szkoleniowcem.
Kandydatów do jego zastąpienia jest kilku. Tymi najpoważniejszymi są ponoć słynni Francuzi: Zinedine Zidane i Arsene Wenger. Ten pierwszy latem zakończył pracę w Realu Madryt, drugi po sezonie po ponad 20 latach rozstał się z Arsenalem.