Robert Lewandowski czyli Bobek
Urodził się w położonym 40 kilometrów od stolicy Lesznie. Pierwsze futbolowe kroki stawiał w miejscowym Partyzancie Leszno, ale na poważnie zaczął grać w piłkę w Varsovii. Tam pokochał futbol. Codziennie dojeżdżał na treningi po kilkadziesiąt kilometrów. Najpierw woził go tata, a potem przemieszczał się komunikacją miejską. - Syn miał 8 lat, kiedy tata zaprowadził go na pierwszy trening – wspominała przed laty w rozmowie z "Super Expressem" pan Iwona. - Krzysztof obserwował treningi i taki był dumny, gdy patrzył, jak synuś sobie radzi. Trener Marek Siwecki od razu powiedział mu: "Uuu, Krzysiek, to będzie skarb!".
W Varsovii nazywali go zdrobniale „Bobek”. Nie wyglądał na chłopca, z którego wyrośnie boiskowy terminator. Nóżki na patyki, chude ręce, mikra postura. Mały Robert był od większości kolegów słabszy fizycznie, ale nadrabiał ambicją. Tą samą, która dzisiaj prowadzi go do bicia kolejnych rekordów.
Lewandowski zarabiał 1500 zł miesięcznie
Z Varsovii Lewandowski przeniósł się do Delty Warszawa, w barwach której zadebiutował w oficjalnych rozgrywkach i strzelił pierwsze gole w seniorskiej piłce. - Transfer "Bobka" do Delty załatwiałem jeszcze z jego ojcem. Potem Krzysztof zmarł. Strasznie żal mi było chłopaka, ale szybko się pozbierał. Na szczęście miał oparcie w mamie. W Delcie Robert zarobił pierwsze w życiu pieniądze, dzięki czemu mógł pomóc w utrzymaniu domu. Dostawał 1500 złotych miesięcznie – wspominał w rozmowie z „Super Expressem” Andrzej Trzeciakowski, prezes Delty.
Niedługo później Lewandowski trafił do warszawskiej Legii, w której przeżył najtrudniejsze piłkarskie chwile. 17-latek nie przebił się do pierwszego składu, doznał kontuzji, a klub lekką ręką się go pozbył. Ostatniego dnia zapłakany opuszczał klub z Łazienkowskiej, a mama zawiozła go do Pruszkowa. W barwach miejscowego Znicza odbudował się, zostając królem strzelców III i II ligi. Dziś „Bobek” jest królem światowego futbolu.