Doświadczony polski golkiper, który nagrody i wyróżnienia zbiera nie tylko na murawie, był bohaterem dwóch wcześniejszych gier swej drużyny. Tuż przed reprezentacyjną przerwą zatrzymał w derbach landu samego mistrza, Bayern Monachium, za co otrzymał gratulacje i wyrazy uznania od wielu boiskowych adwersarzy. Jeszcze tydzień wcześniej w Bremie obronił rzut karny w doliczonym czasie gry, swą radością – kierowaną do trybun... - rozwścieczając kilku krewkich fanów Werderu. Na przeskoczeniu band reklamowych jednak się skończyło.
Polak znów rozpalił niezdrowe emocje rywala
Gorąco było także po końcowym gwizdku w Gelsenkirchen. Wielu fotoreporterów uwieczniło moment, w którym Gikiewicza „łapie za klapy” Simon Terodde, jeden z najbardziej doświadczonych graczy S04. Polak zresztą nie pozostaje mu dłużny, a obaj nie szczędzą sobie także słownych „komplementów”. Napastnik gospodarzy ostatecznie uznał swój atak na bramkarza za przesadzony, ale też wyjaśnił jego powody. Uznał mianowicie, że golkiper prowokował miejscowych fanów niestosownymi – jego zdaniem – gestami.
Gikiewicz w relacji na Instagramie wyjaśnił, że... podnosił jedynie z murawy ręcznik i butelkę, a uniesiona ręka miała go ochronić przed przedmiotami rzucanymi w jego kierunku z trybun. W kierunku polskiego gracza polecieć miała między innymi – jak na konferencji prasowej mówił trener gości, Enrico Maassen – zapalniczka, która zresztą miała go trafić. Jeśli to prawda, trudno się dziwić takiemu „rozpaleniu emocji”, po obu stronach zresztą...