Drużyna z Łazienkowskiej pod wodzą Klafuricia wygrała tylko z amatorami z irlandzkiego Cork. Poza tym legioniści przegrali wszystko, co na początku sezonu było do przegrania. Z Arką Gdynia w Superpucharze Polski (2:3), z Zagłębiem Lubin (1:3) na inaugurację Ekstraklasy i przeciętnym Spartakiem Trnava (0:2) w pierwszym meczu II rundy eliminacji Ligi Mistrzów. W każdym z tych spotkań Legia dostała baty na swoim boisku. Cierpliwość Mioduskiego – według naszego informatora – wyczerpała się po kompromitacji ze Słowakami. Klafuriciowi zarzuca się, że z uporem maniaka trzyma się systemu z trójką środkowych obrońców, który kompletnie nie odpowiada piłkarzom i z własnych błędów nie wyciąga wniosków. Przy Łazienkowskiej mało kto już pamięta, że w poprzednim sezonie „Klaf” tak skutecznie posprzątał po Romeo Jozaku, że legioniści sięgnęli po mistrzostwo i Puchar Polski.
- Wtedy Dean mógł liczyć na poparcie piłkarzy, bo zostawił im wolną rękę i nie mieszał w składzie. Odkąd latem zaczął wprowadzać niezrozumiałe rotacje w składzie i systemie gry, stracił poparcie szatni - ujawnia nasz rozmówca.
Zdaniem naszego informatora, fakt, że Klafurić zachował posadę po kompromitacji z Trnavą, wynika jedynie z faktu, że Adam Nawałka jest gotów przejąć Legię dopiero po rewanżu ze Spartakiem, żeby ewentualne odpadnięcie z Ligi Mistrzów nie poszło na jego konto.
Nawałka już po nieudanym mundialu romansował z Mioduskim. Ale wtedy to była tylko niezobowiązująca gra wstępna, bo ex-selekcjoner liczył na to, że podejmie pracę za granicą. Kiedy z tych planów nic nie wyszło, na pewno nie odmówi Legii. Nieoficjalnie mówi się, że Nawałka miałby zarabiać w Warszawie co najmniej 350 tysięcy euro rocznie.