Gwizdek24.pl: - Pierwszego gola strzeliłeś w debiucie (w sparingu z CSKA Sofia, przegranym 1:2), po... dwudziestu minutach od wejścia na boisko! Właśnie taką skuteczność możesz obiecać kibicom?
- Mogę obiecać jedno: będę dawał z siebie wszystko, a wierzę w to, że bramki przyjdą. Jeśli będziemy grać dobrze jako drużyna, będzie mi łatwiej. Liczę, że tak będzie - że będziemy grać ofensywnie i będę strzelał. A jak strzeli ktoś inny to też nie będzie tragedii.
- Nie boisz się reakcji kibiców po drugiej stronie Błoń? Były wiślak w Cracovii..?
- Wiadomo jak pożegnałem się z Wisłą - tak naprawdę mnie tam nie chciano. Teraz jestem w Cracovii i tylko na tym się skupiam. Mam tu zadanie do wykonania.
- Od czterech lat nie ruszasz się z Krakowa. Wolałeś nawet dojazdy na treningi do Chorzowa i Kielc niż przeprowadzkę...
- Tak, jakoś przyzwyczaiłem się już do myśli, że mieszkam w Krakowie. Żyjemy tu szczęśliwe z rodziną i wierzę, że tak będzie nadal. Na razie nie mam zamiaru nigdzie się stąd ruszać.
- A może te dojazdy były po to, żeby „poszaleć” swoim sportowym samochodem, bo nie ukrywasz, że lubisz szybką jazdę i szybkie auta. Teraz będziesz pędził po krakowskich drogach?
- Nie. Co prawda, lubię sportowe samochody, ale jeżdżę z rozwagą. Gdyby tak nie było, już dawno straciłbym prawo jazdy. Trzeba bardzo uważać jeżdżąc po polskich drogach, bo to igranie z losem i przez brawurę można stracić życie. Staram się nie pędzić - mam dla kogo żyć.
- Jesteś jednym z najszybszych nie tylko na drodze, ale też... na murawie. Czujesz, że w tym sezonie nadal będziesz „uciekał” rywalom?
- Mam nadzieję! Trenuję i przygotowuję się po to, by tak było i wierzę, że wciąż będę mógł na tym bazować.
Przeczytaj koniecznie: Semir Stilić dla gwizdek24.pl: Nie ma się czego bać - WYWIAD
- Nie uciekałeś za to podczas wspomnianego sparingu z CSKA Sofia, w którym... postraszyłeś jednego z rywali i „przepędziłeś” przeciwników do szatni. Co się dokładnie stało?
- Była mała „zadyma”, nieporozumienie. Saidi (Ntibazonkiza - przyp. red.) został uderzony pięścią w brzuch. Musiałem zareagować - to kolega z drużyny, więc nie mogłem pozostać obojętny. Podszedłem i odepchnąłem przeciwnika, ale oczywiście w ramach przepisów. Nie chciałem go uderzyć, jesteśmy cywilizowanymi ludźmi. Później chłopcy doskoczyli, zaczęła się „przepychanka”, a Bułgarzy stwierdzili, że wolą iść do szatni niż konfrontować się z nami choćby słownie. Na szczęście skończyło się właśnie na wymianie słów, a nie ciosów. Mecz zakończył się wcześniej, ale cóż - Bułgarzy nie chcieli dalej grać.
- Z Saidim Ntibazonkizą (24 l.) grałeś już w holenderskim NEC Nijmegen. Stąd taka stanowcza reakcja?
- Nie. Kogokolwiek by nie zaatakowano - tak się nie robi. Jesteśmy jedną drużyną i musimy „wkładać nogę” za kolegę, a wtedy będziemy robić wyniki. Bez tego nie będziemy mieli wielkiego zespołu. Tu liczy się kolektyw, więc jeden za drugiego musi się „bić” - w pozytywnym sensie.
- Andrzej Niedzielan to boiskowy twardziel? Zwykle kojarzy się ciebie raczej z optymizmem i z uśmiechem na ustach...
- Na boisku trzeba walczyć. Staram się z uśmiechem podchodzić do życia, ale na murawie walczymy o punkty, dla naszych kibiców.
- W Cracovii wszyscy od dawna czekają na „armatę”, która będzie regularnie strzelać... do siatki rywali. Będziesz taką armatą?
- Nie chcę, by „pompowano balon”. Spokojnie z tymi oczekiwaniami. Ja będę się starał, ale najważniejsze są punkty dla zespołu. Nie lubię buńczucznego zapowiadania, ile strzelę bramek.
- W ostatnim sezonie grając w Koronie Kielce zostałeś wicekrólem strzelców. W Cracovii też powalczysz o „koronę” najlepszego napastnika ligi?
- Życie piłkarza jest piękne, ale i brutalne, bo jesteśmy oceniani po każdym spotkaniu. Naszą „maturę piszemy” co tydzień. Mogę wiele obiecywać, a w sobotę „kopnąć się w czoło” i nic z tego nie wyjdzie. Fajnie, by tych bramek było jak najwięcej, ale to nie priorytet.
- Żona (Kamila) i córki (Zosia - 2 latka i Zuzia - 4) będą największą motywacją do zdobywania bramek?
- Na pewno. Mają już teraz blisko na stadion - nie muszą jechać sto kilometrów w jedną stronę, by obejrzeć mecz. Wierzę, że będą często przychodzić i napędzać mnie do tego, żebym prezentował się dobrze na boisku.
- Skuteczna gra może zaowocować występami w reprezentacji Polski. Widzisz się w kadrze na EURO 2012?
- Myślę, że nie. Koncentruję się na grze dla Cracovii i to jest najważniejsze. Reprezentacja to już raczej temat zamknięty.
Przeczytaj koniecznie: Robert Maaskant: To wielki wyczyn Wisły Kraków - WYWIAD
- Przechodząc z boiska do... kawiarni. Podobno lubisz rozmowy przy kawie. W Koronie „partnerem do kawy” był Edi Andradina (37 l.). A z kim „pijesz” w Cracovii?
- Najczęściej z Arkiem Radomskim. Powoli musi przyzwyczajać się do tego, że będzie pił tej kawy dużo.
- Od lat wszyscy zaglądają ci do portfela, spekulując, ile zarabiasz w kolejnych klubach. Nie denerwuje cię to?
- Kwestia przyzwyczajenia. Ludzie mówią i zawsze będą to robić - tego im nie zabronimy. Żyjemy w wolnym kraju i każdy ma prawo wyrazić swoją opinię.
- To jak będzie w Cracovii - zarobisz więcej czy mniej niż w Koronie?
- Przyszedłem tu po to, żeby dobrze grać w piłkę. A o finansach nie ma sensu mówić, bo dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach.
- A na co w tym sezonie będzie stać Cracovię?
- To... za trudne pytanie. Po prostu nie wiem. Nasz plan jest taki, by wygrać najbliższy mecz i patrzeć z tygodnia na tydzień, jak to będzie wyglądać. Już w Kielcach robiliśmy plany, a później prawie spadliśmy z ligi.