"Super Express": - W jaki sposób trafił pan do Uzbekistanu?
Bogusław Baniak: - Kontakt z federacją tego kraju nawiązałem, gdy pracowałem jeszcze w Afryce. Dostałem propozycję, żeby zrobić cykl wykładów dla trenerów w tym kraju. W marcu poleciałem do Taszkientu, gdzie akurat zaczynał się sezon ligowy. Pierwszy wykład miałem w mieście Yaypan dla trenerów klubu Turon, beniaminka ligi. Po wykładzie zaproszono mnie na mecz tej drużyny. Sponsorem jest właściciel cementowni, który zapragnął mieć drużynę piłkarską. Po meczu zrobiłem analizę meczu dla tamtejszych trenerów. Widocznie ta analiza i wcześniejszy wykład spodobały się właścicielowi, bo zaproponowano mi, żebym zajął się tworzeniem akademii młodzieżowej i i doradzał trenerowi I drużyny.
- Nie miał pan obaw przed wyjazdem tak daleko w dobie pandemii?
- Wręcz odwrotnie. Walory tego kraju jeśli chodzi o klimat i znikoma ilość zachorowań na koronawirusa były głównym argumentem, żeby podjąć tam pracę. Przez 2 tygodnie czułem się świetnie w górskim klimacie, mając na uwadze moje wcześniejsze problemy z sercem. Będę mógł tam oddychać i żyć bez psychicznego balastu, jaki jest w Polsce, że można zachorować na koronawirusa. Do tego są tam świetne ośrodki rehabilitacyjne dla osób z problemami z sercem. Kiedy w Polsce i całej Europie gra się bez kibiców, tam stadiony są pełne i kolorowe, co podziałało na mnie ożywczo. W Uzbekistanie nie ma paniki z powodu koronawirusa. Dzieci chodzą do szkół, kibice na stadiony a wszystkie restauracje są otwarte. Dopiero w Taszkiencie, szczególnie na lotnisku widoczne są obostrzenia i ludzie noszą maseczki.
- Jak wygląda piłka nożna i cała jej otoczka w Yaypan?
- We współpracy z Holendrami wybudowano w rok nowy stadion, a postawienie jednej z trybun specjalnej konstrukcji w ciągu kilku tygodni zrobiło na mnie wrażenie. Przy budowie akademii i boisk treningowych pomagają Hiszpanie. Jak na beniaminka ligi, to ich organizacja robi wrażenie nawet w porównaniu z Polską i jest profesjonalna. Sponsorem ligi jest potężny koncern Coca-Coli. A propos naszego kraju, to gdy się przedstawiałem, w pierwszym momencie zrozumieli, że mój rodzinny kraj to Holland a nie Poland. „Aha, jesteś z Polski, stamtąd co Robert Lewandowski” – słyszałem w odpowiedzi”. Tyle, ile zrobił dla popularyzacji naszego kraju na świecie ten piłkarz, to nie zrobił i nie zrobi żaden polityk, ani nikt inny. Tak samo kojarzą Polskę w Burkina Faso i w Azji Środkowej.
- Na jak długo podpisał pan kontrakt z Turonem?
- Na razie na sześć miesięcy. W międzyczasie sytuacja zmieniła się na tyle, że po słabszym starcie w lidze będę miał więcej obowiązków przy pierwszym zespole, żeby pomóc utrzymać się w lidze.
Robert Lewandowski będzie musiał przełknąć gorzką pigułkę. Tego chyba nie powtórzy!