ŁKS rozpoczął z dużym animuszem, ale Wisła broniła się bardzo mądrze i z gospodarzy z minuty na minutę uchodziło powietrze. Wreszcie piękną indywidualną akcją popisał się Patryk Małecki (21 l.), który minął rywala, aby posłać piłkę do siatki silnym precyzyjnym strzałem. To był przełomowy moment spotkania, bo podłamani łodzianie zaczęli grać tak, jakby już po jednym ciosie stracili wiarę w to, że mogą mistrzom Polski zrobić jakąkolwiek krzywdę.
- Ta bramka ustawiła mecz. Potem Wisła nas wypunktowała - narzekał Jakub Biskup.
Gola zdobył nawet wyjątkowo nieskuteczny w tym sezonie Piotr Ćwielong, który wykorzystał ładne podanie Pawła Brożka, strzelając obok bramkarza Bogusława Wyparły.
- Można powiedzieć, że mam patent na Bodzia W., bo zawsze jak przeciwko niemu gram, to trafiam do siatki - cieszył się Ćwielong. - Ten mecz nam się dobrze ułożył. Strzeliliśmy szybko gola, a potem już spokojnie kontrolowaliśmy sytuację. Jesteśmy dobrym zespołem, najlepszym w Polsce, czujemy w sobie moc i dziś znów pokazaliśmy, że ten tytuł powinien zostać w Krakowie.
Końcówka spotkania była popisem Pawła Brożka, który zakończył dwa kontrataki gości, w niemal identyczny sposób zdobywając gole: "Brozio" z dziecinną łatwością minął Wyparłę, aby spokojnie strzelić do pustej bramki. Kontuzjowany Chinyama, który pewnie oglądał mecz w telewizji, nie miał powodów do radości, bo teraz to on musi gonić rywala w wyścigu o koronę króla strzelców.