"Super Express": - Było o tobie w Polsce głośno po mistrzostwach świata do lat 20 w 2007, gdy pognębiłeś Polskę. Pamiętasz tamten mecz?
Daniel Szetela: - Oczywiście, jak mógłbym zapomnieć (śmiech)! Wygraliśmy 6:1, a ja strzeliłem dwa gole. Kilka miesięcy potem zadebiutowałem w dorosłej kadrze USA ze Szwajcarią. Wygraliśmy, a ja zaliczyłem asystę przy golu Bradleya. Potem niestety miałem problemy z kolanem, przeszedłem dwie operacje, które zatrzymały moją karierę. Dopiero druga - przeszczep w 2011 - była udana.
Arkadiusz Milik na celowniku wielkiej Barcelony?! Wysłannicy klubu na meczu Ajaksu!
- A co z marzeniem twojego taty, żebyś zagrał w Polsce?
- Wszystko w swoim czasie (śmiech). Kilka miesięcy temu miałem poważną ofertę z Podbeskidzia Bielsko-Biała, ale wciąż jestem związany kontraktem z Cosmosem. Chciałbym zagrać w Polsce i nie wykluczam przejścia do Ekstraklasy, ale Cosmosowi zawdzięczam wiele. Kiedy walczyłem o powrót na boisko, wszyscy wokoło mówili, że mi się nie uda. Cosmos wyciągnął wtedy do mnie rękę, dał mi szansę, którą wykorzystałem.
- Kilka lat temu kibice ekscytowali się, że zagrasz w reprezentacji Polski. Ale selekcjoner Paweł Janas stwierdził wówczas, że: "takich Szeteli w Polsce jest dwustu"...
- Wybaczyłem mu już to. Zresztą na Mundialu U20 w Kanadzie pokazałem, ile jestem wart. Teraz cieszę się z sukcesów Polski, w której gra niesamowity Lewandowski. Fajnie, że polska reprezentacja ma szansę nawiązania do najlepszych tradycji. Trzymam za nią kciuki!