Dariusz Mioduski najwyraźniej nie ma siły ani chęci przepychać się z Maciejem Wandzelem i Bogusławem Leśnodorskim, dwójką pozostałych właścicieli Legii. Szczególnie napiętą sytuację ma z tym ostatnim. Panowie otwarcie atakowali się w mediach. Leśnodorski wytykał Mioduskiemu, że ten nie robi nic dla klubu. Nie dokłada do interesu i nie jest zainteresowany sportowym poziomem mistrza Polski. Większościowy udziałowiec przegrywa walkę o klub, bo tak trzeba interpretować treść jego oświadczenia. Oto najważniejszy fragment:
"W toczącym się sporze, dalsze rozmowy pomiędzy wspólnikami powinny odbywać się w gabinetach. Mam jednak świadomość, że wykorzystywane są wszelkie dostępne możliwości, sprawiające, że dochodzenie moich praw będzie procesem długotrwałym. W związku ze skomplikowaną sytuacją prawną, moja kontrola nad bieżącą działalnością klubu w tym okresie będzie w praktyce niemożliwa. Dlatego, nie mając zaufania do zarządu, w pełni odsuwam się od bieżącej działalności klubu i rezygnuję z prowadzenia nadzorowanych przez mnie projektów. Będę jedynie wykonywał te czynności, które są wymagane ode mnie prawnie lub umownie." - czytamy w oświadczeniu Mioduskiego.
Największą uwagę trzeba jednak poświęcić tym słowom: " Dodatkowo informuję, że nie będę w najbliższym czasie udzielał mediom żadnych dodatkowych informacji ani komentarzy. Mam obawy, że mogłoby to oznaczać zagrożenie dla bezpieczeństwa mojego oraz mojej rodziny" - napisał szokująco właściciel Legii. Czy ktoś mu grozi? Czy boi się Leśnodorskiego i Wandzela? A może chodziło tylko o medialny rozgłos?