Puchar Polski 23/24 Wisła Kraków - Widzew Łódź

i

Autor: Grzegorz Wajda/Reporter Puchar Polski 23/24 Wisła Kraków - Widzew Łódź

Puchar Polski

Ekspert jasno o najbardziej kontrowersyjnym meczu w Polsce. Kibice Wisły nie powinni tego czytać

2024-02-29 14:31

Dopiero końcówka lutego, a już możemy być pewni, że to był najbardziej szalony mecz w tym roku w polskiej piłce. Wisła Kraków pokonała Widzew w ćwierćfinale Pucharu Polski, dzięki golu w ostatnich sekundach dogrywki. Sęk w tym, że w ogóle nie powinno jej być... Mimo wideoweryfikacji sędzia Damian Kos niesłusznie uznał gola, który uratował Wisłę w ćwierćfinale PP z Widzewem. – Sytuacja jest czarno-biała i nie mam wątpliwości, że był spalony – tłumaczy Adam Lyczmański, były sędzia międzynarodowy, ekspert Canal+.

Wiślacy na 1:1 strzelili w... 19. minucie doliczonego czasu gry (mecz zastopowało racowisko). Ángel Rodado trafił do siatki, a piłka po drodze minęła m.in. Igora Łasickiego i Mateusza Żyrę. Pierwszy przeszkodził drugiemu w interwencji, będąc na spalonym. Sędzia Damian Kos skorzystał z VAR, ale gola uznał. – Mogę to opisać dwoma słowami: bezwzględny spalony – mówi Lyczmański.

– Możemy rozpatrywać zdarzenie z dwóch paragrafów. Z pozycji artykułu jedenastego jest spalony, artykuł dwunasty, czyli faul. Będzie pewnie społeczeństwo podzielone w temacie faulu. Piłkarz położył rękę na plecach... Nie ma o czym dywagować, bo jest bezwzględny wpływ na przeciwnika podczas przebywania na pozycji spalonej. Pozycja spalona zamieniła się w spalonego, a tak się stało, bo był właśnie ten wpływ na przeciwnika, na możliwość jego interwencji. Sytuacja jest czarno-biała i nie mam wątpliwości, że był spalony – tłumaczy nam ekspert Canal+.

ZOBACZ: Ivica Vrdoljak o alarmie dla Legii w walce o tytuł. Były kapitan mówi o „kulejącej” obronie, ten piłkarz robi różnicę, a do tego ma zaufanie

To był bardzo trudny wieczór dla sędziego Kosa, ale również pracujących na VAR Daniela Stefańskiego i Marcina Borkowskiego, którzy z racji wielu zwrotów akcji musieli często zapraszać Kosa do monitora. – Liczba minut przy wideoweryfikacji... Nie może to tyle trwać. Wiem, że sędziowie chcieli podjąć optymalną decyzję. Możemy dywagować, dlaczego sędzia został przywołany do monitora: czy chodziło o faul, czy o spalonego? Trudno powiedzieć. Mecz na pewno był szalony, bo tylu doliczonych minut nie pamiętam – dodał Lyczmański, jednocześnie rozumiejąc stawkę i emocje wokół spotkania. – Śmiem twierdzić, że sędzia pewnie chciałby być jak najszybciej w szatni, bo wiem jak się sędziuje mecze o takiej stawce. Na pewno szalony mecz i takiego czegoś nie pamiętam, a od 3 lat oglądam wszystkie mecze ekstraklasy "od deski do deski". W 2010 roku w Wodzisławiu sędziowałem mecz Odry ze Śląskiem. Drużyny bezpośrednio zaangażowane w utrzymanie. Presja była tak duża, że ja w przerwie meczu nie pamiętałem jaki jest wynik. To chyba był ostatni raz, gdy ekstraklasa była na stadionie w Wodzisławiu... – zakończył uznany były arbiter.

ZOBACZ: Jacek Zieliński odpiera zarzuty. Trener Cracovii o cierpliwości i przełamaniu z Wartą

Legia odpada z Molde
Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze