PLUSY
Barry Douglas, polski Messi (Lech Poznań - Legia Warszawa 2:1)
Nie, nie oszaleliśmy. Szkocki defensor Lecha naprawdę przypomina argentyńskiego gwiazdora Barcy. W sposobie wykonania rzutów wolnych. Nie za mocno, precyzyjnie, w samo okienko. I pomyśleć, że w Ekstraklasie do tej pory większość starała się wyznawać filozofię Mirosława Szymkowiaka. W skrócie? Położyć piłkę, wziąć rozbieg, zamknąć oczy i uderzyć z całej siły.
Jedyny plus tradycyjnego założenia, to darmowa piłka dla kibiców. Płacą za bilety krocie, coś im się od organizatora należy.
Czesław Michniewicz: Legia nie radzi sobie bez Miroslava Radovicia
Semir wrócił, tęskniliśmy (Wisła Kraków - Cracovia 2:1)
Gol, asysta, poprzeczka z rzutu wolnego. Wszystko to w derbach Krakowa. Stilić przypomina wiślacki rozrusznik serca. W pojedynkę nic nie zdziała, ale bez niego krakowianie nie istnieją. Z nim gra nabiera rozmachu. No i styl. Momentami bardziej sztuka, niż futbol. Gdyby Bośniak w dzieciństwie nauczył się jeszcze szybko biegać, Polskę kojarzyłby tylko z lekcji geografii. Nigdy do naszej Ekstraklasy by nie trafił.
A tak truchta sobie na polskich klepiskach. I pracuje na miano legendy.
Wisła rządzi w Krakowie! Cracovia pokonana!
Król w grze o tron (Pogoń Szczecin - GKS Bełchatów 3:0)
Marcin Robak obroni tytuł króla strzelców? Bardzo możliwe. W weekend snajper Pogoni trafił trzy razy. I potwierdził, że niemożliwe nie istnieje. Pamiętamy faceta z czasów gry w Koronie Kielce. Umiał grać głową. Tyle. Stopy mu głównie przeszkadzały. W tym sezonie bierze się już za wszystko. Rzuty karne, rzuty wolne - ograniczeń nie ma żadnych. Jeszcze trochę i doczekamy się w jego wykonaniu udanego dryblingu. Wtedy pozostanie już tylko ogłosić, że polski futbol umarł, a nasi piłkarze rzeczywiście dorastają bardzo późno.
Marcin Robak niedługo skończy 33 lata. To co, grać będzie do pięćdziesiątki?
MINUSY
Miał być Neuer, wyszedł Malarz. Malarz-tapeciarz (Lech Poznań - Legia Warszawa 2:1)
Interwencja kolejki. Być może rundy. Kto wie nawet, czy - w dalszej perspektywie - nie sezonu. Arkadiusz Malarz w 62 minucie po prostu zwariował. Strzał Kaspera Hamalainena chciał parować poza polem karnym. To jakby mieć karabin maszynowy i rzucić się na oddział przeciwnika z rzeźnickim tasakiem. Wygląda efektownie, ale kończy się dziurą w głowie, a w przypadku bramkarza Legii - czerwoną kartką.
Chciał być jak Manuel Neuer? Liczył, że Fin przestraszy się szaleńczego ataku? Wiele widzieliśmy, ale skutecznej parady na środku boiska jeszcze nigdy. Legioniście chyba zabrakło wyobraźni. A może po prostu nie wiedział, że poza "szesnastką" jego rękawiczki służą już tylko do ogrzania zmarzniętych palców?
Poznańska lokomotywa przejechała się po Legii
Rotacja Berga czyli wesoła karuzela nabiera rozpędu (Lech Poznań - Legia Warszawa 2:1)
Henning Berg to dobry trener. Na polskie warunki - wręcz wybitny. Ale rotacji nie ogarnia. Po prostu. W Poznaniu uznał, że zaskoczy gospodarzy zmianą bramkarza. To już pierwsze novum. Liczył, że zdezorientowani poznaniacy nie będą strzelać komuś, kogo na murawie się zwyczajnie nie spodziewali? Na dodatek całe zamieszanie wyraźnie ubodło Dusana Kuciaka. Słowak na ławce prawdopodobnie zasnął. Zanim się bowiem obejrzał, piłkę z siatki wyjmował dwa razy.
To nie koniec. W przerwie meczu pół Polski wyśmiało Michała Kucharczyka, który z błyskiem w oku oznajmił, że warszawianie przyjechali do stolicy Wielkopolski po remis. Bo wygrać musieli rywale. Oni tylko "mogli". Mogli. Tyle że jest to dość trudne bez napastnika. Chyba, że norweski szkoleniowiec mistrza Polski naprawdę myślał, że Michał Żyro zaskoczy Jasmina Buricia armatami zza linii horyzontu. Ale wtedy należy przyjąć, że w Amsterdamie na ławce Legii siedział ktoś do niego bardzo podobny. Albo sam zainteresowany miał "kryzys" i całego wieczoru nie pamięta.
Jakie cele, takie wykonanie (Podbeskidzie Bielsko-Biała - Jagiellonia Białystok 1:0)
W Białymstoku będą sobie kiedyś pluć w brodę. Drugiej takiej szansy na tytuł "Jaga" może nie mieć już nigdy. Problem w tym, że podopieczni Michała Probierza chyba za bardzo wzięli sobie do serca słowa szkoleniowca. A skoro ten za cel stawiał sobie utrzymanie - co za idiotyzm! - to też oni postanowili się nie wychylać i regularnie urządzają prawdziwy sabotaż. Inaczej ich wątpliwej jakości popisów w Bielsku-Białej - zakończonych golem Roberta Demjana w doliczonym czasie gry - skomentować nie sposób.
I tylko Bartłomieja Drągowskiego żal. Bo on tę naszą "ligawkę" przerasta o kilka długości.
KLIKNIJ: Polub Gwizdek24.pl na Facebooku i bądź na bieżąco!
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail