"Super Express": - Co się z wami dzieje?
Tadeusz Pawłowski: - Nie szukam tanich usprawiedliwień, ale w kilku spotkaniach spadło na nas jakieś fatum. Z Jagiellonią (0:1) mieliśmy z dziesięć idealnych sytuacji do zdobycia bramek, a Jaga w tym spotkaniu wyczerpała limit szczęścia na najbliższe sto lat. W Łęcznej (1:1), która przez ponad rok nie przegrała na swoim stadionie, do ostatnich minut prowadziliśmy. Gdyby nie błąd Kuby Wrąbela, tobyśmy wygrali. Nie jest to wiosna naszych marzeń, ale z drugiej strony wielkiego dramatu też nie ma, bo nadal pozostajemy w grze.
- Po odejściu Sebastiana Mili powiedział pan, że nie będzie za nim tęsknił, bo piłkarz bardzo chciał odejść do Lechii. Dziś, będąc mądrzejszy o doświadczenia z dziesięciu tegorocznych meczów, brakuje panu "Rogera"?
- Nie! Te drzwi są już zamknięte! Tak samo mógłbym tęsknić za Kelemenem, Kokoszką, Stevanoviciem czy każdym innym z 12 zawodników, którzy w ostatnim roku nas opuścili.
- Marco Paixao zostaje w Śląsku czy odchodzi? W ostatnich meczach wasz kapitan głównie snuje się po boisku.
- Raczej nie będziemy w stanie zatrzymać Marco. Dotąd największym atutem Śląska był kolektyw i bardzo dobrze przygotowanie fizyczne i taktyczne. A teraz ta konstrukcja się chwieje, bo niektórzy zawodnicy, w tym i Marco, zaczynają myśleć o nowych klubach. Trzeba zrobić przegląd wojska - postawić na żołnierzy, którzy pójdą ze mną na wojnę i powoli rezygnować z ludzi, którzy chcą tylko dograć ten sezon w białych rękawiczkach.
- O co po tak słabym starcie gra teraz Śląsk?
- Z ręką na sercu wierzę, że miejsce w pierwszej trójce Ekstraklasy jest w naszym zasięgu.
Zobacz: Ekstraklasa: Śląsk Wrocław wciąż bez zwycięstwa. Piast Gliwice wygrał 2:0