Lider z trzecią drużyną tabeli. Wicemistrz z mistrzem. A przy tym dwie drużyny, których kibice wręcz się nienawidzą. Mecz Jagiellonii Białystok z Legią Warszawa miał mnóstwo podtekstów, dlatego też nic dziwnego, że wszyscy oczekiwali go z wielką niecierpliwością. A atmosferę przed spotkaniem jeszcze podgrzali gospodarze, którzy po raz kolejny robili kibicom gości problemy podczas wejścia na stadion.
I wielu z nich zapewne nawet nie zdążyło zobaczyć pierwszego gola, bo ten padł już po 50 sekundach od pierwszego gwizdka! Świetne dośrodkowanie Guilherme z rzutu rożnego strzałem głową na bramkę zamienił Ivan Runje. W kolejnych minutach podopieczni Ireneusza Mamrota oddali piłkę Legii i się cofnęli, a jednocześnie nastawili się na szybkie kontry. Po których dochodzili do kolejnych strzałów. Jednak albo brakowało im precyzji, albo skutecznie interweniował Arkadiusz Malarz.
"Wojskowi" nie do końca radzili sobie z atakiem pozycyjnym. Nie potrafili złamać twardej obrony Jagiellonii, a w rozgrywaniu z pewnością nie pomagały notoryczne straty, jakie notowali Carlitos czy Cafu. Na domiar złego ten drugi słabo wyglądał też w defensywie - to właśnie on nie upilnował Runje przy golu - i ci zawodnicy, którzy ostatnio byli motorami napędowymi Legii, tym razem zwalniali jej akcje.
Pierwsza połowa zakończyła się więc dość zasłużonym prowadzeniem gospodarzy, ale przed drugą częścią gry obiecywaliśmy sobie wiele, bo podopieczni Ricardo Sa Pinto w końcu musieli się otworzyć i ruszyć na rywali. I już od samego wznowienia gry starali się przyspieszać akcje. Ale Jagiellonia miała chyba taki sam plan. Kilka minut po gwizdku sędziego było całkiem intensywnych, jednak w żaden sposób nie przekładało się to na sytuacje bramkowe. Goście prezentowali się solidniej w defensywie, a gospodarze wciąż nie dopuszczali rywali w swoją "szesnastkę", stąd też ogądaliśmy klincz w środkowej strefie boiska.
I z drobnymi wyjątkami trwał on praktycznie do samego końca spotkania. Tymi wyjątkami był strzał w słupek Karola Świderskiego i fatalne pudło Sebastiana Szymańskiego w stuprocentowej sytuacji, ale więcej ciekawych okazji pod bramkami - nie mówiąc już o golach - nie oglądaliśmy. Aż do 89. minuty. Właśnie wtedy z rzutu wolnego uderzył Andre Martins. Piłka odbiła się od poprzeczki i wróciła przed bramkę, gdzie świetnym wyskokiem popisał się wprowadzony z ławki rezerwowych Sandro Kulenović, który trafił do pustej bramki i dał Legii remis.
Tym samym w tabeli mamy status quo, a wynik ten jest najkorzystniejszy dla... Lechii Gdańsk, która w sobotę może zostać liderem tabeli. Jeśli zaś chodzi o mecze Legii z "Jagą", to "Wojskowi" nie potrafią pokonać tego rywala od pięciu spotkań - w tym czasie zanotowali trzy remisy i dwie porażki.
JAGIELLONIA BIAŁYSTOK - LEGIA WARSZAWA 1:1 (1:0)
Bramki: Ivan Runje 1 - Sandro Kulenović 89
Żółte kartki: Bartosz Kwiecień, Ivan Runje, Łukasz Burliga - Dominik Nagy, Mateusz Wieteska
Jagiellonia: Kelemen - Burliga, Runje, Mitrović, Guilherme - Kwiecień, Romanczuk - Frankowski (92. Machaj), Pospisil (59. Poletanović), Novikovas - Świderski (72. Bezjak)
Legia: Malarz - Vesović (82. Kulenović), Jędrzejczyk, Wieteska, Hlousek - Antolić (46. Kante), Cafu - Szymański, Martins, Nagy - Carlitos (69. Kucharczyk)