Grzegorz Lato

i

Autor: Cyfra Sport

Legendarny napastnik wspomina

Grzegorz Lato o sytuacji Stali i meczach z Legią. Tak śpiewali o nim kibice z Łazienkowskiej [ROZMOWA SE]

2023-03-07 14:49

Stal notuje serię siedmiu meczów bez zwycięstwa, a ostatnio przegrała trzy razy z rzędu. W tym roku strzeliła tylko jednego gola. Teraz przed zespołem z Podkarpacia wyjazdowy mecz z Legią (11.03) w 24. kolejce PKO BP Ekstraklasy. Legendarny napastnik Stali i kadry Grzegorz Lato (73 l.) analizuje obecną sytuację ukochanego klubu, a także wspomina swoje konfrontacje z warszawskim zespołem.

„Super Express”: - Stal zawodzi w tym roku, przegrała trzy mecze z rzędu. Co się dzieje?

Grzegorz Lato (legendarny napastnik Stali i reprezentacji Polski): - To pytanie do Adama Majewskiego. Ale to nie trener gra. Pytanie: czy zawodnicy są w stanie wykonać jego zalecenia, zrealizować taktykę. Jak się buduje zespół, to się go nie rozbija w połowie sezonu. Said Hamulić mógł odejść później. Ale jak są finansowe kłopoty, to się sprzedaje najlepszego zawodnika, aby się ratować.

- Żałuje pan, że Hamulić odszedł do Francji?

- Tak, bo miał duże szanse na to, aby zostać królem strzelców ligi. Widać było, że ma talent, dryg i nosa do bramek. Zawsze potrafił znaleźć się w dobrej sytuacji. Miał wyczucie, dobrze przewidywał, jak rywal źle zagrał, to on przechwytywał piłkę. To olbrzymia strata dla zespołu.

- Problemy miał rozwiązać Rauno Sappinen. Odblokuje się w końcu?

- Trzeba mu dać trochę czasu, cierpliwości. To nie działa tak, że z marszu wchodzisz do nowej drużyny. Tak to potrafią tylko wybitni gracze. Sappinem w końcu znajdzie swoje miejsce. Nie można skreślać zawodnika po dwóch czy trzech meczach.

- Na razie Stal jest bezpieczna, ale czy uratuje się przed spadkiem?

- Jestem dobrej myśli, że Stal się utrzyma. Ostatnio mielczanie przegrali trzy mecze z rzędu, ale myślę, że walka o utrzymanie będzie trwała do końca rozgrywek. Poza tym w to zaplątanych jest kilka zespołów. Problemy mają też inni, jak Lechia która, dostała „piątkę” w Poznaniu. Taki Lech ma dobry zespół, ale coś mu brakuje. Ostatnio przegrali u siebie z Zagłębiem, a byli faworytem. Potem przyszła porażka ze Śląskiem. Tytuł im uciekł, ale mają szansę pograć w pucharach.

- Czego spodziewa się pan po Stali w Warszawie?

- Stal się postawi. Nie ma wyjścia, przecież walczy o życie. Strzeliła jednego gola w tym roku. Dzięki temu, że mielczanie nazbierali jesienią tyle punktów, to trzymają się w środku tabeli. Ale jeszcze dwa słabe mecze i... Dlatego pora się przebudzić. Jestem ciekawy jak wypadnie bramkarz Bartosz Mrozek. Wyglądał nieźle, ale ostatnio mu coś nie idzie. O bramkarzach mam teorię, że nie ma złych, lecz są źle trafieni.

- Liczy pan na przełamanie w stolicy?

- Powiem panu, że Legia ma pecha do Stali. Nie leży jej ten zespół. Spójrzmy choćby na ostatnie mecze. Po powrocie do ekstraklasy Stal dwa razy wygrała na Łazienkowskiej. Faworytem jest Legia, bo gra u siebie. Jeśli chce gonić Raków to musi wygrać. Ale gonić jest ciężko, bo wiesz, że wisi nad tobą topór. Musisz wygrać, bo jak zgubisz punkty, to rywal znów ci ucieknie. Raków może sobie na to pozwolić, bo ma margines błędu.

- Imponuje panu Raków?

- Lider mnie zadziwia. Jest regularny, nie gubi punktów. Nawet jak ma trudniej, to nie przegrywa. To bardzo ważne, bo w ten sposób cały czas trzyma dystans nad Legią i skraca jej możliwości. Liczono, że pojedzie do Szczecina i straci punkty z Pogonią. Okazało się, że nic z tego. Raków przyjechał, zrobił swoje, cześć i do widzenia. Lider ma dobry zespół i super trenera w osobie Marka Papszuna.

- Raków sięgnie po tytuł?

- To główny faworyt do zdobycia mistrzostwa Polski. Trzeba podkreślić to, że ten zespół od trzech lat jest blisko tego sukcesu. Dwa razy był wicemistrzem. Powtórzę: naprawdę mają w Częstochowie dobry zespół, który walczy. Tam nikt nie odpuszcza. Widać w tym wszystkim rękę trenera Marka Papszuna.

- Był pan dwa razy królem strzelców ekstraklasy, strzelił w lidze 111 goli. Kto sięgnie po snajperskie berło w tym sezonie?

- Nie mam faworyta w tym wyścigu. Nie ma zawodnika, który imponowałby regularnością. Hamulić wyjechał do Francji, strzelił dziewięć goli. Za nami już kilka kolejek w tym roku, a na czele dwóch graczy co mają dziesięć bramek. W poprzednim sezonie o króla strzelców walczył do końca Mikael Ishak z Lecha. Ale trudno mi wskazać, kto wygra w tym roku.

- Jak pan wspomina mecze z Legią?

- Zawsze śmiałem się, że jak gramy z Legią, to mamy dwa punkty i premie w kieszeni. Wiadomo, że bywało różnie, bo też przegrywaliśmy. Ale potrafiliśmy wygrać z Legią 6:0 w Mielcu. Żartowałem wtedy, że trafiliśmy szóstkę w totolotka.

- Kibice na Łazienkowskiej „kochali” pana?

- Bardzo (śmiech). Ale te przyśpiewki na mnie nie działały. Z Legią grało się mi przyjemnie. Kibice śpiewali mi tak: Lato, Lato co ty robisz, na perukę nie zarobisz! A ja im za to „bum”. Po golu pod ich trybunę podbiegałem i chciałem być dyrygentem. Sędzia mnie uspokoił: "panie Grzegorzu proszę nie prowokować kibiców". Odparłem: "nie ma sprawy panie sędzio. Przepraszam, więcej tego nie zrobię". Ale wspomnienia z kibicami Legii ma też dobre.

- Co zrobili?

- Przyjęli mnie ciepło w moim ostatnim meczu w kadrze. Graliśmy na Łazienkowskiej z Belgią. Przyleciałem z Meksyku w ostatniej chwili, na kilka godziny przed meczem do Warszawy. Zdążyłem się odświeżyć i chwilę odpocząć. Gdy schodziłem w końcówce był bezbramkowy remis. Ostatecznie przegraliśmy 0:1. Kibicom należą się podziękowania za wspaniałe pożegnanie, które mi wtedy zgotowali.

- A jak to było z tym zawieszeniem pana, które wypadało kiedyś właśnie na mecz z Legią?

- Był taki numer, gdy dostałem żółtą kartkę na Lechu za to, że biłem brawo sędziemu. I właśnie za to zostałem zawieszony na jeden mecz. Akurat graliśmy potem z Legią.

- Jak to się skończyło?

- Odwołaliśmy się, byłem na Wydziale Dyscypliny. Wyjaśniłem, jak było. Powiedziałem sędziemu, że nie zna się na przepisach. Nie uznał nam gola, odgwizdał spalonego. Arbiter do mnie: „uspokój się, bo dam ci żółtą kartkę”. Odpowiedziałem: „daj mi czerwoną, to sobie odpocznę”. Ale dał mi żółtą. Nie wiem, jak to zdarzenie opisał w protokole, ale zostałem zawieszony właśnie na mecz z Legią. Jednak zawieszenie cofnięto, a potem wygraliśmy z Legią 1:0. Wiadomo, kto strzelił gola. Prasa w stolicy pisała, jakim prawem anulowano mi karę.

- Czy próbowano pana ściągnąć do Legii?

- Dostałem nawet bilet do Nowego Dworu Mazowieckiego. Jednak miałem go tylko przez dwie godziny. Przyjechali panowie i go zabrali. Nie było szans nas dotknąć. Nie było szans na to, aby ktokolwiek z Mielca poszedł do wojska albo żeby Legia zabrała od nas kogoś. Po tygodniu dostałem wezwanie do WKU. Dali mi książeczkę z wpisem: niezdolny do służby. Już więcej Legia o mnie nie upominała się.

- Jakie jeszcze historie miał pan z warszawskim klubem?

- Władze PZPN przed mistrzostwami świata w 1974 roku zgłosiły do pucharów zespoły według stanu na 27. kolejkę. Wtedy Legia była trzecia w tabeli, a Stal na piątym miejscu. Legia została zgłoszona do Pucharu UEFA. Już po mundialu rozegrano trzy kolejki. Wyprzedziliśmy warszawski zespół w tabeli. Zakończyliśmy sezon na podium, a Legia była za nami. Ale nic nam to już nie dało. W pucharach i tak nie zagraliśmy.

Sonda
Kto zostanie mistrzem Polski 2024/25?
PKO Ekstraklasa 2023.03.06
Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze