Śmierć Igora Sypniewskiego zaskoczyła cały piłkarski świat, były piłkarz miał zaledwie 47 lat. Zapowiadał się on na gracza, który dzięki ogromnemu talentowi może zrobić międzynarodową karierę. Były zawodnik ŁKS-u Łódź mocno przysłużył mu się podczas sezonu 2005/06, gdy jego klub awansował do Ekstraklasy. Wówczas wystąpił w 17 meczach, pokonując bramkarza rywali 5 razy. Napastnik zaliczył także dwa spotkania w barwach reprezentacji Polski - przeciwko Nowej Zelandii w 1999 r. oraz przeciwko Kamerunowi w 2001 r. Już w 2002 r. mówiło się o jego problemach z alkoholem oraz depresją. Niestety nigdy nie potrafił poradzić sobie z tymi problemami, a przez nadużywanie napojów wyskokowych trafił kilkukrotnie do aresztu.
W piątek "Dziennik Łódzki" przekazał druzgocącą informację na temat śmierci Sypniewskiego. Dziennikarze otrzymali potwierdzenie od byłego prezes i kierownika drużyny - Marka Łopińskiego oraz kustosza pamięci łódzkiej drużyny Jacka Bogusiaka.
O śmierci byłego piłkarza ŁKS-u Łódź wypowiedział się Maciej Szczęsny w programie "Katar Express". - Kiedy już kontuzja spowodowała, że ja przestałem mieć szansę na grę w piłkę, to jeszcze cały czas miałem ważny kontrakt z Wisłą Kraków i gdy Franciszek Smuda objął stanowisko trenera, prosił mnie, żebym został kimś na kształt trenera bramkarzy. Wówczas sprowadzono do Wisły Igora Sypniewskiego, który ani naszych, ani swoich oczekiwań nie spełnił sportowo, ale widać było, że życie i w ogóle jestestwo jest dla niego jedną wielką udręką. Więc tak jak jest mi teraz smutno i przykro i mogę za Jankiem (Tomaszewskim, red.) powtórzyć "niech mu ziemia lekką będzie", to mam wrażenie, że to jeden z niewielu przypadków, kiedy raczej można podejrzewać, że to duża ulga dla samego człowieka, który odszedł - powiedział Szczęsny.
Nie zabrakło także wypowiedzi byłego bramkarza reprezentacji Polski - Jana Tomaszewskiego. - Przykro mi o tym mówić, ale cóż, Igor sam sobie taki los zgotował, bo miał warunki na piłkarza naprawdę wielkiego formatu. Niestety, nie wytrzymał tej presji no i tak po prostu kończą Ci, którzy nie wytrzymują presji, jaka tworzy się przez to, że człowiek staje się osobą publiczną, ale cóż...niech mu ziemia lekką będzie, ale to powinno być przestrogą dla piłkarzy, którzy uważają, że już wszystko zdobyli i już nie trzeba pracować. Nie. Póki jest kariera, to nigdy chłopcze nie grasz tak dobrze, żebyś nie mógł grać lepiej - wypowiedział się w rozmowie z "Super Expressem" Tomaszewski.
W książce Sypniewskiego, która została napisana razem z Żelisławem Żyżyńskim i Pawłem Hochstimem, piłkarz opowiedział o swoich problemach. - Cześć, nazywam się Igor, mam 40 lat i jestem alkoholikiem. Powiedziałbym, że byłem, ale to podobno zostaje na całe życie i fakt, że nie piję od ponad dwóch lat, nie ma znaczenia. Jestem alkoholikiem, a byłem piłkarzem, dobrym piłkarzem. Lepszego nie znałem. Głupszego też nie - mocno rozpoczął były zawodnik ŁKS-u Łódź.
Alkohol sprawiał mi wielką frajdę. Nałóg towarzyszył mu przez wiele lat. Zwłaszcza w czasie gry w Wiśle Kraków, klubach greckich i szwedzkich. W Panathinaikosie piłem dużo, nie miałem hamulców. Wtedy po raz pierwszy na poważnie pomyślałem, że chyba jednak mam problem z alkoholem. Ta myśl nie sprawiła oczywiście, że pić przestałem – chlałem dalej, żeby ręce mi nie drżały. Już wtedy nie mogłem zasnąć bez alkoholu, więc upijałem się właściwie dzień w dzień - można przeczytać w książce.
Nie obyło się także bez opowieści na temat depresji. - Właśnie w Krakowie zaczęła się depresja. Nie jakiś tam smutek, a poważna depresja. Choroba. Gazety pisały, ile to pieniędzy dostaję z ZUS-u, a przecież one mi się należały. Nie dlatego, że piję, ale dlatego, że jestem poważnie chory. Chociaż wtedy jeszcze nie zdawałem sobie z tego sprawy - przekazał szczerze Sypniewski.
Niestety Sypniewski walczył z depresją w niewłaściwy sposób. - Depresja to straszna choroba, a ktoś, kto jej nie przeżył, nie jest w stanie zrozumieć. Coś zżera cię od środka i nie jesteś w stanie tego zablokować. Ulgę przynosi alkohol. Szkoda, że tylko na chwilę - zwierzył się były napastnik.