- To był najlepszy rok w mojej karierze. Dostałem się do reprezentacji Polski i chciałbym się w niej zadomowić. W klubie też było tak, jak sobie wymarzyłem. Liczę, że kolejny sezon będzie podobny, a nawet lepszy - mówi Peszko.
- W Lechu czy za granicą?
- (śmiech). To jest tak jak z tym moim medalem. Kiedy oglądam pierwszą stronę, widzę, jak walczę z Lechem o mistrzostwo i gram w Lidze Mistrzów. I to w grupie, żeby wielkie zespoły przyjechały na Bułgarską. A po chwili odwracam ten medal i widzę, że gram w mocnym zagranicznym klubie. Tam będę mógł się jeszcze bardziej rozwinąć.
- Jeśli odejdziesz z Lecha, może będziesz żałował, że nie zagrasz w LM?
- Przecież mogę występować za granicą w zespole grającym w Lidze Mistrzów...
- Zaskoczyłeś mnie. Ale wracając do Lecha. Awansuje do Ligi Mistrzów?
- Jest na to wielka szansa. Mamy dobry zespół, potrafimy grać wyjątkowe mecze. To nie będzie tak, że przyjadą Deportivo czy Tottenham, a my powiemy: "Tam są wielkie gwiazdy, kładziemy się". Pijemy taką samą wodę, nie czujemy się od nich gorsi.
- Cały czas wierzyłeś w zdobycie tego tytułu?
- Nie, po pierwszej rundzie były chwile zwątpienia. Najbardziej po meczu w Krakowie, gdzie zremisowaliśmy 0:0. Traciliśmy wtedy do Wisły cztery punkty i czuć było przygnębienie w drużynie.
- Medal za mistrzostwo jest najcenniejszy w twojej karierze?
- Zdecydowanie tak. Dedykuję go żonie i dziecku. Wiktoria będzie miała nową zabawkę. Cały czas całuję to moje trofeum i mogę cię zapewnić, że zawiśnie w najważniejszym miejscu w domu.