Hasi zagwarantował sobie najwyższy trenerski kontrakt w historii Ekstraklasy - 500 tysięcy euro rocznie. I choć wprowadził zespół do Ligi Mistrzów, to stało się to raczej dzięki ogromnemu szczęściu w losowaniu, a nie jego trenerskiemu kunsztowi. Wyniki i atmosfera na Łazienkowskiej z dnia na dzień stawały się coraz gorsze, aż w końcu, po porażce z Zagłębiem Lubin 18 września, Besnik został zwolniony. Kilka dni wcześniej, po kompromitującej wpadce z Dortmundem 0:6, Albańczyk mówił tak: "W Lidze Mistrzów czeka nas jeszcze pięć podobnych meczów jak ten z Borussią. Jeśli ktoś się łudzi, że wyjdziemy z tej grupy, to lepiej, żeby przestał". Motywatorem, jak widać, Hasi też był średnim.
I choć wtedy wydawało się, że sezon może być całkiem stracony, to Legia trafiła z wyborem następcy w dziesiątkę. Magiera, nie dość, że wszystko poukładał, to jeszcze robi to za rozsądną cenę. Owszem, jest najlepiej opłacanym szkoleniowcem w Ekstraklasie, ale jego pensja to tylko trochę ponad połowę tego, co miał Albańczyk. Według naszych informacji "Magic" zarabia około 280 tysięcy euro rocznie. A porównanie pod względem punktowania wypada bardzo boleśnie dla jego poprzednika. W tym momencie Magiera ma o jeden mecz mniej w Ekstraklasie niż Albańczyk, który w 9 spotkaniach uciułał ledwie 9 punktów. Jego następca tych "oczek" zgromadził aż 19.
Hasi zostawił Legię na 14. miejscu, a Magiera wywindował ją na czwarte. Żaden inny trener Ekstraklasy nie zgromadził tylu punktów w tym czasie co szkoleniowiec Legii.