- Co takiego zrobił pan z tą drużyną?
Jacek Zieliński: - Przywróciłem zawodnikom wiarę we własne umiejętności. Moi piłkarze mają wielki potencjał, tylko nie do końca go wykorzystywali. Porozmawiałem sobie z nimi szczerze i mamy efekty. Jestem dla nich trochę psychologiem, który musi nie tylko przygotować fizycznie, ale też dotrzeć do głów. Chyba się udało.
- Cztery zwycięstwa, dziesięć strzelonych goli, tylko jeden stracony. Czuje się pan cudotwórcą?
- Ja jestem tylko trenerem, cudów dokonywać nie umiem. Na razie wynikami się nie podniecam, rozliczycie mnie na koniec sezonu. Choć ciekaw jestem, czy pobiję mój rekord kolejnych zwycięstw, który wyśrubowałem w Odrze Wodzisław. W sezonie 2006/07 wygraliśmy aż siedem meczów z rzędu!
Przeczytaj koniecznie: Łukasz Gikiewicz przeszedł operację
- Jeszcze niedawno mówił pan, że celem Polonii jest wyłącznie utrzymanie. Teraz drużyna jest już w czołówce. A więc walka o puchary?
- Cel jest cały czas ten sam. Nie będę tu zadzierał głowy do góry i obiecywał nie wiadomo czego, tak jak ci, co biją pianę po nawet niewielkich sukcesach. Wygraliśmy cztery mecze z rzędu? Super, ale jedziemy dalej. Moim zadaniem jest teraz schłodzenie głów piłkarzy, żeby za bardzo nie "odlecieli". Widzę jednak, że chłopcy twardo stąpają po ziemi. Podobnie jak ja. Zresztą ja już myślę o przyszłym sezonie, bo tak naprawdę dopiero wtedy Polonia ma odnieść prawdziwy sukces. Teraz mamy dopiero przedsmak.
- Po tych zwycięstwach była specjalna premia od prezesa Józefa Wojciechowskiego?
- Nie. Ale widać, że prezes jest zadowolony z rezultatów, co jest oczywiste. Często ze sobą rozmawiamy i obaj jesteśmy zdania, że Polonia jest na dobrej drodze. Jemu też bardzo było potrzebne to, żeby zespół wreszcie zaczął wygrywać.