Trener Jan Urban nowy kontrakt z Górnikiem podpisał tuż przed zakończeniem minionego sezonu, które przyniosło jego podopiecznym imponującą passę sześciu zwycięstw oraz remisu w siedmiu ostatnich grach. Wspomniane wyniki gier kontrolnych mogą więc niepokoić fanów z Roosevelta. Czy słusznie? Nie tylko na to pytanie szkoleniowiec Górnika odpowiedział w rozmowie z „Super Expressem”
„Super Express”: - Jaki będzie cel Górnika w najbliższym sezonie?
Jan Urban: - Dobrze byłoby poprawić pozycję z poprzedniego sezonu. To byłby kolejny krok do przodu Górnika.
- Najlepiej o dwie lokaty?
- Te dwie lokaty wyżej wcale nie muszą dać jeszcze pucharów (śmiech).
- Jakiego Górnika zobaczą kibice na ligowych stadionach?
- Mam nadzieję, że takiego, jakiego ja bym chciał widzieć: ofensywnego, odważnego, którego się ogląda z przyjemnością. To nie będzie łatwe, bo jednak zmian w pierwszym składzie Górnika w stosunku do poprzedniego sezonu może być całkiem sporo. Będziemy jednak do tego dążyć.
- Ale wyniki austriackich sparingów optymizmem fanów nie napawają…
- Wbrew pozorom w tych przegranych meczach też chcieliśmy grać z każdym jak równy z równym. A że w tym momencie przeciwnicy – bardzo wymagający - byli od nas lepsi, to i padały takie a nie inne wyniki. Ale one nie były najważniejsze. Nie wszyscy nasi gracze byli w najwyższej formie, bo przychodzili do Górnika – bądź wracali po urazach – w różnym momencie przygotowań. Nie tylko ci nowi, ale też na przykład Rafał Janicki. Miał dłuższą przerwę, nie grał i złapanie odpowiedniego rytmu trochę go będzie kosztować. Niektórzy z nowych też nadrabiają zaległości fizyczne. Mogą to zrobić tylko poprzez grę, a tych sparingów wcale zbyt wiele nie było. Na dodatek musieliśmy w nich eksperymentować, szukając na przykład młodzieżowca, który będzie grał w lidze i który będzie mógł dać najwięcej drużynie.
- Fantastyczna seria na koniec poprzedniego sezonu: sześć wygranych i remis – to może być duże obciążenie dla drużyny? Bo kibice będą przecież oczekiwać powtórki, kontynuacji.
- Tak, takie oczekiwania z pewnością będą, choć ja przypomnę, że zanim ta seria się rozpoczęła, przegraliśmy z Piastem i zremisowaliśmy z Koroną. Dopiero potem fajnie „zaskoczyło”. Obracaliśmy się wtedy w gronie 13-14 zawodników: drużyna funkcjonowała fajnie, więc nie było potrzeby, by było ich więcej. Teraz, latem, kilku z tych podstawowych graczy odeszło: Bergström, Okunuki, Włodarczyk – który przecież swoją liczbę bramek nastrzelał. Wierzę, że będziemy grać fajnie i będziemy sprawiać przyjemność kibicom, bo mnie się po prostu taka ofensywna piłka podoba i będę namawiać zawodników, żeby tak a nie inaczej to wyglądało.
- W Austrii, grając odważnie, dostawaliście ciężkie ciosy...
- Owszem, można było zagrać w sparingach inaczej, obrać inną strategię i tak wysoko byśmy nie przegrywali. Nie jest wesoło, kiedy cię leją 4:0 czy 5:0, ale – po pierwsze – w grach kontrolnych chodzi o to, by się uczyć, po drugie – nasi rywale to ekipy budowane za zupełnie inne pieniądze. My musimy się skoncentrować na naszym progresie, na zrozumieniu siebie wspólnie. Pracujemy też wciąż nad tym, by ktoś jeszcze do nas dołączył. Bo rywalizacja w zespole jest strasznie ważna. Spójrzmy choćby na obecność Michała Siplaka w kontekście kontuzji Erika Janży. Dalej: w środku pola mamy doświadczonego Damiana Rasaka, ale obok niego większość to młodzi chłopcy. Dani Pacheco wróci dopiero za miesiąc, bo choć zacznie z nami trenować wcześniej, na jego pełną dyspozycję będziemy musieli poczekać. Więc powtórzę: najważniejsze, by była rywalizacja.
- Generalnie ze zgrupowania w bajecznej scenerii Alp jest pan zadowolony? Udało się zrealizować założone cele?
- To pytanie zawsze pada po obozie, a trenerzy najczęściej odpowiadają: „Oczywiście, udało się”. A ja odpowiedź na to będę mieć w niedzielę, w meczu z Radomiakiem. Pamiętajmy, że obóz w Austrii był dość krótki, że wcześniej w Zabrzu mieliśmy do dyspozycji trzy bardzo dobrze przygotowane boiska, więc to, co chcieliśmy zrobić pod względem przygotowania fizycznego, na pewno zrealizowaliśmy. Ale niektórzy zawodnicy dopiero dochodzili do nas w tym czasie – i mam nadzieję, że kolejni jeszcze dojdą… - więc układanie zespołu wciąż trwa.
- Powiedział pan, że na razie nie potrafi wskazać młodzieżowca numer 1 w Górniku. A kto – pańskim zdaniem – jest najważniejszym letnim nabytkiem drużyny? Kimś, na kim pan buduje swój optymizm?
- Hmm… Górnik – moim zdaniem – miał problem z rolą lidera drużyny. Lukas nim jest – w sensie gry. On pokazuje odwagę, pokazuje, w jaki sposób się poruszać itp. Ale mógłby jeszcze więcej podpowiadać chłopakom: „zrób tak, zagraj tu”. Podobnie Janicki, Janża… My za mało – moim zdaniem – się komunikujemy na boisku. A to jest niesamowicie ważne. I takiego lidera – kogoś, kto dobrze gra w piłkę, ma charyzmę i reszta drużyny go słucha – chyba wciąż szukamy. Doświadczenia im nie brak – choćby Michałowi Siplakowi – ale nie wiem, czy mógłby na siebie taką rolę wziąć.
- Zanim pan przedłużył umowę z Górnikiem, mówił pan o nadziei na wykupienie Okunukiego z jego japońskiego klubu, o chęci dalszej współpracy z Bergströmem. O tym, że odejdzie Włodarczyk, też nie było wiadomo. Gdyby pan miał świadomość tych rozstań, też podpisałby pan nowy kontrakt?
- Sądzę, że tak. W piłce trzeba być przygotowanym na wszystko. Tak jak z Erikiem Janżą – złapał kontuzję w Austrii i musimy na niego czekać, nie zmienimy tego. Jedni – wymienieni przez pana – odchodzą, więc szansę dostaną inni. Jeśli ją wykorzystają – brawo; jeśli nie – będą mieć swój problem w Górniku.