- Zostałeś bohaterem finału. Co czujesz?
Kacper Tobiasz: - Bardzo dużo pozytywnych emocji. Cieszę się, że udało mi się postawić tę kropkę nad i. Nie doszłoby do tego, gdyby nie cała drużyna. Te poprzednie pięć meczów, teraz wybiegane 120 minut. Jestem po prostu szczęśliwy. Jestem wdzięczny wszystkim za to, jak się poświęcili. Jestem też wdzięczny sobie, że udało mi się spełnić jedno z najskrytszych marzeń. Mam nadzieję, że to będzie początek przyjemnej kariery.
- Co robi bramkarz podczas serii rzutów karnych. Rozmyślasz jak uderzy rywal, czy stajesz na linii i czekasz na strzał?
- Myśli się, myśli się na pewno. Przed meczem uczy się tych karnych, dostaję jakąś rozpiskę, z której coś tam wiadomo. Aczkolwiek czucie to czucie, a rozpiska to rozpiska. To dwie różne rzeczy. Czasami rozpiska nie powie ci tego, co się wydarzy. Trzeba też improwizować. Ale fajnie, że się udało. Nie wiem, co mogę więcej powiedzieć, bo jestem nabuzowany pozytywną energią.
- Nie tylko rzuty karne, ale wcześniej też były twoje znakomite interwencje. To cię uskrzydlało czy robiłeś swoje?
- Robiłem swoje, ale i mnie uskrzydlało. Tak naprawdę takie mecze dla bramkarza są czymś najprzyjemniejszym. Cały czas musisz być przygotowanym na to, co się wydarzy. Co chwilę masz groźną sytuację. Szczególnie, że jeszcze bronisz i każda z nich cię nakręca cię coraz bardziej. To coś najprzyjemniejszego dla bramkarza. Wiadomo, że nie jest to łatwe. Ale napędza, bo jest to o wiele przyjemniejsze niż stanie przez te przysłowiowe 90 minut i dostanie jednego strzału i jednego gola. Takie mecze są, może nie łatwiejsze, ale przyjemniejsze.
- Kiedy dowiedziałeś się, że zagrasz?
- Tak na 100 procent to dzień przed meczem. Były pogłoski. Nie dziwię się, bo trener miał ból głowy oto, kto powinien grać. Wydaje mi się, że kto by nie wyszedł, to wszystko byłoby dobrze.
- To ostatnie dla ciebie trofeum zdobyte z Legią? Mówiłeś, że chciałbyś, żeby to była fajnie zapowiadająca się kariera. Wiesz, co dalej?
- Nie mam pojęcia. Na razie jestem tu gdzie jestem. Wiem, że mimo tych matematycznych szans na mistrzostwo Polski, to nie ma co na to liczyć. Musiałby się wydarzyć cuda. Z tego sezonu jestem na maksa zadowolony. Na razie cieszę się z tego, co się dzieje tutaj.
- W przyszłym sezonie dalej będziesz zawodnikiem Legii?
- Nie jestem wstanie odpowiedzieć na to pytanie. Wiem, że na pewno jest jakieś zainteresowanie. Aczkolwiek głupiej decyzji na pewno nie podejmę. Będę działał mądrze tak, żeby moja kariera dalej się toczyła, a nie, żeby stanęła w miejscu.
- Po obronionym rzucie karnym byłeś w euforii. Biegłeś do kibiców. Działy się tam różne rzeczy. Dlatego nie było szpaleru ze strony piłkarzy Rakowa. Jaki jest twój komentarz do tego, co tam się działo?
- Pewnie, z chęcią powiem. Jedne drużyny mają klasę, a drugie jej nie mają. Niekoniecznie jest to wina zawodników Rakowa, ale nastawienia kogoś innego, jeżeli chodzi o zachowanie całej drużyny. Jesteśmy drużyną, która jest doświadczona. Nie mówię o zawodnikach, a o całym klubie. Raków jest drużyną, która dopiero się rozwija. Mają jakiś pomysł na siebie. Po prostu niektórych rzeczy im jeszcze brakuje. Mówię tutaj o tej klasie.
- Ale prowokowali was konkretnie: w trakcie czy przed meczem?
- Jeszcze na konferencji trener Rakowa nakręcał atmosferę i gdzieś tworzył sobie alibi. Nie interesuje mnie to tak szczerze. Karma zawsze wraca i zawsze się zeruje. Dostali to na co zasłużyli.
- Widziałeś sytuację z Filipem Mladenoviciem?
- Sytuacji nie widziałem, jakieś filmiki już zobaczyłem. Nie wiem, jak to skomentować. Myślę, że film sam za siebie mówi najlepiej.
- Mówi dobrze czy źle?
- Mladen biegł razem z drużyną, a ktoś go uderzył czy szarpał. Nie chcę teraz nikogo wybielać, ani mówić czegoś złego. Po prostu od samego początku widać było, że Raków nie posiada klasy zwycięzcy i klasy drużyny godnej zwycięstwa. Jak się nie umie przegrywać, to się nie powinno w ogóle grać.
- Na meczu obecny był selekcjoner kadry Fernando Santos. To była dla ciebie dodatkowo motywacja, żeby pokazać się na Stadionie Narodowym?
- Nawet nie wiedziałem o tym, że jest. Myślę, że to czy był, czy nie, to nie miało wielkiego znaczenia. Skupiony byłem wyłącznie na okrągłym przedmiocie i na ciężkim pucharze, który chcieliśmy zdobyć. Cieszę się po prostu, że nam się to udało. A to kto był na meczu, a kogo nie było, to jest w ogóle inna kwestia.
- Na mundialu w Katarze poczułeś kadrę. A teraz po takim występie w finale trener Santos musiał zapamiętać twoje nazwisko?
- Mam nadzieję, że tak. Wiadomo, że powoli robię kroki do przodu. Mam nadzieję, że będzie mi się udawało coraz lepiej i coraz lepiej. Pracuję na to, żeby w końcu w tej kadrze być na stałe, ale teraz nie jest to proste. Jest dużo klasowych bramkarzy. Wiadomo, że nigdzie nie chcę się wpychać. Ale po prostu robię swoje i czekam na ten moment.
- Czy po meczu piłkarze Rakowa próbowali dobijać się do waszej szatni?
- Tak jak mówię. Raków nie ma klasy.