Przypomnijmy: w pierwszej wersji reformy spółka Ekstraklasa zaproponowała 30 kolejek sezonu zasadniczego, a po nich podział na grupy - mistrzowską i spadkową (po osiem drużyn), w grupach podział punktów zdobytych w sezonie zasadniczym na pół, a następnie rozegranie siedmiu dodatkowych meczów. Po proteście większości klubów nadzorująca rozgrywki Ekstraklasa S.A. wycofała się z zapisu o podziale punktów. To z kolei nie podoba się PZPN-owi, który musi przegłosować zmiany, by reorganizacja ligi zaczęła od przyszłego sezonu obowiązywać.
- Polska piłka by na tym nie ucierpiała, jeżeli wprowadzenie reformy zostałoby przesunięte o rok. Projekt zostałby dopracowany, dogłębnie skonsultowany z klubami, nic nie byłoby robione na chybcika. W mojej prywatnej opinii, jeśli już wprowadzać reorganizację, to polegającą nie na podziale na grupy, ale na zwiększeniu ligi do 18 zespołów, gdzie dwa ostatnie by spadały, a trzeci od końca grałby baraż o utrzymanie z trzecią drużyną I ligi - twierdzi Greń. - Popatrzmy, gdzie obowiązuje podział na grupy - na Cyprze, w Grecji i w Belgii. Czołowe ligi Europy jakoś z tego systemu nie korzystają. U nas było już to przerabiane w sezonie 2000/2001 i po roku się z tego projektu wycofano. Po co wracać do tego, co się nie sprawdziło? - pyta bliski współpracownik Zbigniewa Bońka.
- Szczerze mówiąc, nie wiadomo, jakie będą dalsze losy reformy. Zrobiliśmy referendum i daliśmy Ekstraklasie SA zgodę na reprezentowanie klubów w rozmowach z PZPN. Na razie właściciele klubów ciągle się wahają, jakie stanowisko zająć. Czekamy, jakie ustalenia zapadną na spotkaniu władz spółki z zarządem związku - powiedział nam prezes Ruchu Chorzów Dariusz Smagorowicz (45 l.).
Według naszych ustaleń w tej chwili większość klubów jest za zmodyfikowaną reformą (podział na grupy bez odejmowania połowy punktów), a przeciw jakimkolwiek reorganizacjom - zaledwie cztery zespoły. Ostateczne decyzje w sprawie reformy mają zostać podjęte na posiedzeniu zarządu PZPN 22 maja.