By znaleźć powody, z racji których Korona Kielce lada chwila po raz pierwszy w swojej historii spadnie sportowo z najwyższej klasy rozgrywkowej, trzeba się cofnąć sporo wcześniej. Latem ubiegłego roku w stolicy Świętokrzyskiego postanowiono na stworzenie drużyny opartej w dużej mierze na zagranicznych piłkarzach, co do których - w takiej liczbie - można było mieć wątpliwości. Do tego wszystkiego doszły kontrowersyjne ruchy wokół zespołu dotyczące pracowników zajmujących inne stanowiska.
Pogarszająca się z miesiąca na miesiąc atmosfera i fatalne wyniki sprawiały, że Korona regularnie przybliżała się do spadku. Zespół zyskał impuls zatrudnieniem trenera Macieja Bartoszka, który w 2017 roku był odsunięty od drużyny w niemiłych okolicznościach, ale to już nie zdało się na wiele.
W czwartek prezes kielczan, Krzysztof Zając, stawił się w Urzędzie Miasta, aby z prezydentem Kielc, Bogdanem Wentą, porozmawiać o przyszłości klubu. Także w kontekście niemieckich właścicieli, rodziny Hundsdorferów, którzy w ostatnim czasie sprawiali wrażenie kompletnie niezainteresowanych losami Korony. Jeden z kibiców podszedł do sternika "Żółto-czerwonych" i zapytał go, kiedy poda się do dymisji. "Wtedy jak Rada Nadzorcza mnie odwoła" - usłyszał w odpowiedzi.
W sieci ruszyła następnie spontaniczna akcja "#ZającOut". Kibice dodają ten hashtag przy wpisach, w których domagają się odejścia prezesa Krzysztofa Zająca po okropnym sezonie, który zostanie zwieńczony spadkiem z PKO Ekstraklasy po jedenastu latach nieprzerwanej gry kielczan w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Atmosfera wokół Korony Kielce zgęstniała wyjątkowo nawet jak na ostatnie niezbyt wysokie standardy w żółto-czerwonym klubie. Kibice przeżywają teraz bardzo trudne chwile i muszą oglądać ostatnie dni swojego zespołu przed spadkiem z PKO Ekstraklasy. A jaka będzie przyszłość kielczan? Tego na tę chwilę nie wie nikt, ale fani nie wyobrażają sobie, aby rysowała się z Krzysztofem Zającem u steru.