Mecz w Poznaniu poprzedziła oczywiście minuta ciszy poświęcona pamięci zmarłego w poniedziałkowy poranek papieża Franciszka – wielkiego fana futbolu, który niegdyś w Watykanie ściskał dłoń ekslechity, Roberta Lewandowskiego. Potem jednak o miłosierdziu mowy już być nie mogło; zwłaszcza dla Lecha spotkanie miało przecież kolosalne znaczenie.
Po sobotniej porażce Rakowa w Szczecinie, przed poznaniakami pojawiła się szansa zrównania się punktami z liderem. Na dodatek parę godzin wcześniej zimny prysznic w Lany Poniedziałek spadł na Jagiellonię. Porażką na własnym stadionie mistrzowie Polski mocno ograniczyli sobie margines błędu w ostatnich pięciu kolejkach – o ile oczywiście myślą jeszcze o obronie tytułu…
Śląsk mocno skomplikował sobie grę o utrzymanie. Nieprawdopodobny niefart Aleksa Petkowa! [WIDEO]
Lech o złocie myśli na pewno. Udowodnił to już w pierwszych 180 sekundach Mikael Ishak, dwukrotnie angażując Heinricha Ravasa. Czujność zachował w obu przypadkach, ale była to zapowiedź kolejnych pojedynków szwedzkiego snajpera ze słowackim bramkarzem, rozgrzewających liczną publikę przy Bułgarskiej.
Ravasowi tego dnia nie brakowało fartu, zwłaszcza przy kolejnych szwedzkich szarżach. Strzał Ishaka – fakt, że dość przypadkowo – zdołał musnąć kolanem i piłka trafiła w słupek. Po uderzeniu Patrika Walemarka zaś mógł ją jedynie odprowadzić wzrokiem, ale tym razem tylko zatrzęsła się poprzeczka jego bramki.
W 38. minucie nastąpił jednak kres jego szczęścia. Ali Golizadeh znów odnalazł kapitana Lecha w „szesnastce” gości, a tenże tym razem pociągnął po długim rogu i na tablicy zaświecił się wynik 1:0. - Nie dziwię się, że w Poznaniu w niego inwestują, że zatrzymują za wszelką cenę. Bo jest bezcenny dla drużyny, która ma ambicje walczyć o mistrzostwo – tak mówił „Super Expressowi” Kamil Wilczek, ostatni samodzielny polski król strzelców ekstraklasy (w sezonie 2014/15), komplementując Ishaka.
Goście wcale nie zamierzali jednak godzić się ze szwedzkim potopem. Oni też przed przerwą mogli mówić o pechu – Otar Kakabadze z ostrego kąta trafił w słupek. Gruzin był jednak bardzo aktywny, pomysłowy i kreatywny. A w końcu – także skuteczny, w 70. minucie zamieniając na gola precyzyjne dogranie Bartosza Biedrzyckiego.
Jan Ziółkowski złotą główką pogrążył Lechię. Legia wygrywa rzutem na taśmę! [WIDEO]
Czyżby kolejne niespodziewane rozstrzygnięcie w 29. kolejce? Nic z tych rzeczy! Lech miał na ławie Afonso Sousę, który już uporał się z dolegliwościami zdrowotnymi, eliminującymi go z dwóch ostatnich kolejek. Portugalczykowi wystarczyło dziesięć minut na boisku, by – po „klepce” z Ishakiem – przymierzyć w samo okienko krakowskiej bramki, poza zasięgiem Ravasa. Gol – palce lizać, i do tego o kolosalnym znaczeniu!
Sousa raz jeszcze zachwycił publikę przy Bułgarskiej – w 90. minucie „zatańczył” z piłką w polu karnym, ale jego uderzenie w długi róg Ravas zdołał sparować. Kilka minut wcześniej kropkę nad „i” mógł postawić inny rezerwowy Portugalczyk. Strzał Joela Perreiry zdołał jednak na linii bramkowej zastopować szwedzki stoper Cracovii, Gustav Henriksson.
Lech Poznań – Cracovia 2:1 (1:0)
1:0 Ishak 38. min, 1:1 Kakabadze 70. min, 2:1 Sousa 76. min
Sędziował: Szymon Marciniak. Widzów: 27708.
Lech: Mrozek – Cartensen (73. Pereira), Salamon, Milić, Gurgul – Gholizadeh (85. Hotić), Jagiełło (73. Murawski), Kozubal Ż, Lisman (65. Sousa) – Waalemark (65. Fabiema) – Ishak
Cracovia: Ravas – Jugas (80. Ghita), Henriksson, Perković – Kakabadze, Maigaard, Al-Ammari (80. Bzdyl), Janasik Ż (60. Biedrzycki Ż) – Hasić, Källman, Rózga (60. Minczew Ż)
Piękna partnerka piłkarza Lecha Poznań, Afonso Sousy
