„Super Express”: - Początek sezonu potwierdza, że wraz z twoim przyjściem w Rakowie rozwiązał się problem napastnika. Do tej pory w ubiegłych sezonach, okraszonych przecież głośnymi sukcesami, brakowało w Częstochowie klasycznej „dziewiątki”. W dwóch kolejnych meczach strzeliłeś cztery gole. Jak do tego podchodzisz?
Łukasz Zwoliński: - Po to przyszedłem do Rakowa, aby strzelać gole i cieszę się, że od początku wywiązuję się z tego zadania. Nie ma nic lepszego od efektywnego wprowadzenia się do drużyny. Można być osobą sympatyczną w szatni, pokazywać się na treningach, ale na końcu i tak najważniejszy jest mecz. Chcę także podkreślić, że sam wiele bym nie zdziałał. Mam silne wsparcie ze strony kolegów, bo przecież taki sam wkład w ostatnie wyniki mają chociażby Fran, Zoran, czy John. Bez ich asyst nie byłoby tych bramek.
- Nowy sezon rozpocząłeś z wysokiego „C”, ale masz mocnych rywali do gry w przodzie. Są Fabian Piasecki, John Yeboah, niedawno sprowadzono Sonnego Kittela. Jak widzisz siebie na tle tak mocnej konkurencji?
- Sonny i John przyszli tutaj z założeniem gry na pozycji ofensywnych pomocników. Zresztą mecz z Jagiellonią pokazał, że mogę fajnie współpracować z Yeboahem. Poza tym zdrowa rywalizacja jeszcze nikomu nie zaszkodziła, wręcz przeciwnie często okazywała się bodźcem do dalszego rozwoju. Nie ukrywam, że przychodziłem do Rakowa z założeniem regularnych występów w wyjściowej jedenastce. Mam nadzieję, że tę formę podtrzymam w kolejnych spotkania i wszyscy na tym skorzystamy.
- Kolejnym rywalem Rakowa będzie koszmar polskich drużyn w rozgrywkach o europejskie puchary. W przeszłości o sile Karabachu przekonywały się - Wisła Kraków, Piast Gliwice, Legia Warszawa i przed rokiem Lech Poznań. Czy Raków przełamie tę fatalną serię z Azerami?
- Dlaczego nie? To co było jest już za nami. My patrzymy przed siebie i w środę wyjdziemy na boisko, aby wygrać.
- Czy ten pierwszy mecz w Częstochowie będzie kluczowy? Ubiegłoroczne starcie Lecha Poznań z Karabachem pokazało, że Azerowie u siebie są bardzo silnym przeciwnikiem.
- Nie patrzę na to tymi kategoriami. Nie zastanawiam się, czy łatwiejsze spotkanie będzie u nas, czy na wyjeździe. Wraz z pierwszym gwizdkiem zarówno u nas, jak i w Azerbejdżanie będzie bezbramkowy remis. To wymagający przeciwnik, ale naszym celem pozostaje awans.
- Eliminując Karabach zapewnicie sobie co najmniej fazę grupową Ligi Konferencji. Czy podchodząc do tej rywalizacji w ogóle o tym myślicie?
- Absolutnie nie. Walczymy o awans do Ligi Mistrzów, chcemy grać w niej możliwie najdłużej, pisać piękną historię, godnie reprezentować Polskę na arenie międzynarodowej. Nie zastanawiamy się nad tym, co może wydarzyć się za kilka tygodni. W tej chwili w naszych głowach jest tylko możliwie najlepsze przygotowanie do domowego starcia z Karabachem.