- Do momentu, kiedy był pan na boisku wszystko dobrze układało się dla ŁKS-u. Co się stało po pana zejściu?
Maciej Dąbrowski (33 l., obrońca ŁKS-u Łódź): - Nie wiem, ciężko mi powiedzieć. Na pewno straciliśmy dwie bramki i przegraliśmy spotkanie. Nie wiem, czy moje zejście miało wpływ na wynik, że chłopcy ze mną w składzie czują się pewniej. Przegraliśmy i trzeba to wziąć na klatę, jak powiedziałem w szatni. Nie możemy opuścić głowy w takim momencie, w którym jesteśmy. Jeśli to zrobimy teraz, to możemy spakować walizki i pojechać do domu. Przyszedłem do ŁKS pełen wiary. Zrobię wszystko, żeby ŁKS utrzymał się w Ekstraklasie.
- Dlaczego opuścił pan boisko?
- Mam zbity mięsień czworogłowy. Nie byłem po prostu w stanie kontynuować gry.
- ŁKS jest w trudnej sytuacji. Zajmujecie ostatnie miejsce w tabeli. Do Wisły Kraków macie stratę sześciu punktów. Dużo w szatni rozmawiacie o uratowaniu miejsca w lidze na kolejny sezon?
- Skupiamy się na każdym kolejnym meczu. Teraz mamy dwa bardzo ważne spotkania u siebie. Musimy zdobyć w nich sześć punktów i wszystko się może wydarzyć.
- Jest w panu złość, że nie udało się w Warszawie dowieźć korzystnego wyniku do końca?
- Na pewno nie byliśmy gorszą drużyną niż Legia, która ma indywidualności, większy budżet, lepszych zawodników. Wydaje mi się, że jeśli zaangażowanie i determinację chłopaków przeniesiemy na następny tydzień, to jestem spokojny o wynik naszego meczu.
- Powiedział pan, że przyszedł do ŁKS-u pełen wiary w to, że drużyna utrzyma się w lidze. Po takim występie na Legii ten poziom wiary wzrósł czy się jednak obniżył?
- Powiedziałem chłopakom w szatni: nikt nie ma prawa opuścić głowy. Nie rozegraliśmy złego spotkania, nie byliśmy gorszą drużyną od Legii. To co pokazaliśmy w Warszawie trzeba potwierdzić za tydzień.
- Występował pan w Legii. Z jakimi uczuciami wchodził pan na stadion przy Łazienkowskiej?
- Zawsze fajnie wraca się na ten obiekt. Zdobyłem dwa mistrzostwa Polski, grałem w Lidze Mistrzów i Lidze Europy. Zawsze takie powroty są sympatyczne.