W pierwszym spotkaniu górą była Korona, zwyciężając 2:1. Do 85. min utrzymywał się bezbramkowy remis, ale wtedy bramkarza Zlatana Alomerovicia mocnym strzałem pokonał Marcus Vinicius, zapewniając drużynie przepustkę do finału Pucharu Polski.
- Wierzyliśmy, że możemy awansować - opowiada pomocnik Arki. - Niektórzy byli pewni, że to Korona po pierwszym meczu jest już jedną nogą na Stadionie Narodowym. Jednak w piłce nie ma faworytów, nawet Barcelona przegrała i odpadła z Ligi Mistrzów. Raz jesteś na dole, a za chwilę na górze. Jesteśmy najlepszym przykładem. Przecież przed kilkoma dniami byliśmy w dołku. Przegraliśmy dwa mecze derbowe z Lechią. Zasłużyliśmy na ten finał.
Marcus Vinicius poprzednio trafił dwa razy w lipcu ubiegłego roku w starciu z duńskim Midtjylland (eliminacje Ligi Europy).
- Może z Koroną to nie był najpiękniejszy mój gol w barwach Arki, ale za to najważniejszy, bo pomógł nam przejść do finału - twierdzi. - Tak długo czekałem, bo chciałem, żeby ta "50" była wyjątkowa. Żartuję. Wiadomo, że chciałbym strzelać tych goli jak najwięcej. Jednak nie zawsze się udaje.
W 2017 r. Arka w finale PP pokonała 2:1 po dogrywce Lech Poznań. Czy 2 maja powtórzy tamto osiągnięcie?
- Wierzyłem mocno, że wygramy tamten finał - wspomina Marcus Vinicius. - Nieważne, na kogo teraz trafimy, bo i tak to rywale będą faworytami. Ale nie poddamy się. Jedziemy po zwycięstwo - zapowiada lider Arki.
Wyniki na żywo - sprawdź na kogo warto postawić
Tabele i statystyki z 16 dyscyplin