„Super Express”: - Jest nutka niepewności przed nowym sezonem?
Marek Papszun: - Niepewność to była przed dwoma laty po awansie do Ekstraklasy. Teraz nie jesteśmy już nowicjuszem. Zmieniło się podejście do Rakowa, bo jednak coś już osiągnęliśmy. Zachowujemy pokorę. Wiemy, że to może być dla niełatwy sezon. Ale może być też odwrotnie. Pracujemy po to, aby spełnił się wariant optymistyczny.
- Można było z poprzednich rozgrywek wyciągnąć jeszcze więcej?
- Zawsze realnie oceniam możliwości. Uważam, że w ostatnich sezonach wycisnęliśmy tyle ile można było. Ostatni rok był niesamowity pod względem dokonań patrząc na to w jakich warunkach pracowaliśmy, jaką mieliśmy kadrę i budżet. To był nasz olbrzymi sukces. To było niewspółmierne do zespołów, które pokonaliśmy. Teraz pewnie będzie się to zmieniać.
- Jakie cele wyznacza pan sobie na ten sezon?
- Interesuje mnie rozwój klubu i drużyny. To jest cel nadrzędny. Wiemy, w którym kierunku chcemy zmierzać. Najbliższy cel sportowy to wygrać z Legią. W poprzednim sezonie przegraliśmy z nią dwa razy. Teraz chcemy zdobyć kolejne trofeum. Na koniec zawsze liczy się to co stoi na półce. O to trzeba walczyć. Rywale świetnie zaczęli rozgrywki pucharowe, są w rytmie meczowym. Jednak jesteśmy wicemistrzem Polski, więc nie możemy myśleć o niczym innym niż o zwycięstwie.
Jerzy Dudek zachwycony nową gwiazdą Ekstraklasy. Liczy, że Łukasz Podolski zrobi to z Górnikiem
- Legia wygrała Superpuchar w 2008 roku, a potem przegrała siedem takich meczów. To dobry prognostyk dla Rakowa?
- To nie ma znaczenia. Legia ma mocną kadrę, może rotować składem. Może pozwolić sobie na wystawie innej jedenastki, która nie będzie odbiegała poziomem od wyjściowego zestawienia. Ma przewagę nad nami: gra przed własną publicznością oraz grała już o stawkę.
- Jak zatrzymać ofensywę Legii, w której bryluje Luquinhas, a skuteczni są Mahir Emreli i Tomas Pekhart?
- To jest właśnie siła i jakość Legii. Tylko można pozazdrościć trenerowi Czesławowi Michniewiczowi takiego składu i wyboru. Jednak nie zawsze liczą się tylko umiejętności indywidualne. Liczy się zespołowość, cechy wolicjonalne, dyscyplina. Te elementy będą miały znaczenie. Jesteśmy znani z tego, że pod tym względem potrafimy wejść na wysoki poziom. I to chcemy pokazać na Łazienkowskiej.
- W Rakowie kilka nowych nabytków. O kogo musieliście najbardziej zabiegać?
- Najtrudniejszy był temat z Bośniakiem Vladanem Kovaceviciem. To był transfer gotówkowy. Negocjacje nie należały do najłatwiejszych. O wiele prościej było z pozyskaniem Serbów: Milana Rundicia czy Żarko Udovicicia.
Jerzy Dudek o wyścigu kandydatów na prezesa PZPN. Wskazuje faworyta, ocenia rządy Zbigniewa Bońka
- Bośniak może być objawieniem sezonu?
- To bardzo utalentowany bramkarz, z potencjałem. Pytanie: czy już pokaże to w tej rundzie czy to kwestia dłuższego okresu. Wierzę, że będzie w przyszłości świetnym golkiperem. Chciałbym, żeby był objawieniem, ale to nie do końca dobrze świadczyłoby o nas. Wyszłoby, że promujemy tylko bramkarza, a w polu nie będziemy grali dobrze. A przecież w ofensywie dobrze wyglądaliśmy i tu też mamy się czym pochwalić.
- Jak pan ocenia letnie transfery?
- Nie jesteśmy w takim momencie jak Legia, która dokonała wielu wzmocnień przed grą w Europie. Liczę, że jeszcze w tym okienku dołączą do nas kolejni gracze. Mam nadzieję, że kadra będzie szersza i jeszcze mocniejsza. Wymaga tego sytuacja, bo gramy na trzech frontach.
- Zdrowy jest Tomas Petrasek. Ucieszył się pan z powrotu Czecha?
- Tak, bo to dla nas bardzo ważny gracz. Nie tylko na boisku, ale i poza nim. Razem dużo przeszliśmy. Nasze drogi w Rakowie są podobne. To jest nasz lider. Stanowi dużą wartość mentalną dla zespołu.
Tomas Pekhart nie mógł się powstrzymać. Czech czekał na ten moment!
- Przed ligą graliście sparingi z uczestnikami Ligi Mistrzów: Szachtarem Donieck (2:1) i Salzburgiem (2:2), a także z Tirolem (3:3). Jest pan zadowolony jak drużyna wypadła na tle silnych rywali?
- Wyniki były satysfakcjonujące, ale i na boisku nie byliśmy słabsi. Nie broniliśmy się w „16”, lecz graliśmy otwarty futbol. Z Szachtarem trudno było dominować, ale już w sytuacjach było 8:5 dla nas. Grała toczyła się zatem tak jak zakładaliśmy. Chcemy tworzyć sytuacje i strzelać gole, a kto ma większy procent posiadania piłki to nie ma dla mnie znaczenia. Mecz z Salzburgiem pod względem sytuacji był wyrównany. Mistrz Austrii bazował na przygotowaniu fizycznym. Tirol też był dla nas dobry sprawdzianem, bo grał na dużej intensywności. To było mega doświadczenie. Kapitalny obóz za nami. Wierzę, że to zaprocentuje. Mam też świadomość, że nie należy za bardzo przywiązywać wagi do sparingów. Tyle że z doświadczenia wiem, że jeśli te mecze kontrolne wyglądają poprawnie, to wtedy także jest dobrze w oficjalnych rozgrywkach. To jest na zasadzie: jak trenujesz, tak potem wyglądasz.
- W sparingach skuteczny był Sebastian Musiolik, który wrócił z Włoch. Będzie wzmocnieniem w ataku?
- Wrócił lekko... zapuszczony. To zabija teorię o wyjazdach zagranicznych i mitach, że tam to się dopiero trenuje i gra. Jednak nie w każdym klubie tak jest. To pokazuje, że w Polsce nie pracuje się źle. Na początku Musiolik delikatnie mówiąc nie wyglądał najlepiej. Ale w ostatnim sparingu prezentował się bardzo dobrze. Nie chodzi o nadwagę czy poziom tkanki tłuszczowej, ale o przygotowanie fizyczne i taktyczne. Nie jest tak, że jesteśmy ułomni i nie potrafimy przygotować i rozwijać zawodników czy zespołu.
- Mieszka pan w Warszawie, grywał w oldbojach Legii. Mecze z tym rywalem mają dla pana wyjątkowy smak?
- Sentyment zawsze będzie, bo jestem ze stolicy, znam to środowisko, mam wielu znajomych wśród kibiców z Łazienkowskiej, którzy w meczu z Rakowem mają rozdarte serce. Wtedy wielu z nich się do mnie odzywa. Przy okazji meczów z Legią cieszy się rodzina, żona i córka, bo przyjeżdżam do domu.
Franciszek Smuda wytknął błąd Paulo Sousie! O tej przyczynie klęski na Euro mówią nieliczni