Marek Papszun: Moim wzorem jest Piłsudski

i

Autor: Łukasz Sobala/Press Focus Marek Papszun: Moim wzorem jest Piłsudski

Marek Papszun, trener Rakowa: Przeszliśmy do historii klubu, w końcu udało się ograć Legię

2019-03-14 15:04

Już dawno w Częstochowie nie było tak wielkich piłkarskich emocji. Raków, przy komplecie publiczności, pokonał Legię po dogrywce 2:1 i awansował do półfinału Pucharu Polski. Legia poległa z rąk trenera Marka Papszuna (45 l.), warszawiaka, darzącego ten klub wielką sympatią. W środowy wieczór sentymentów być jednak nie mogło.

„Super Express”: - Powiedział pan po meczu do częstochowian: „bawcie się tej nocy, jeśli ktoś nie musi, to niech w czwartek nie idzie do pracy”. Pan też pozwolił sobie na odrobinę szaleństwa?

Marek Papszun: - W niedzielę czeka nas kolejny mecz, więc czasu za bardzo nie było. Ale muszę przyznać, że spałem słabo i mało, emocje długo jeszcze buzowały. Dlatego od rana trzeba się było wspomagać, w ruch poszły „energetyki” i jakoś funkcjonuję (śmiech).

- Czuje pan, że dokonaliście czegoś historycznego?
- Tak! Wcześniej Raków jedenaście razy grał z Legią i ani razu nie wygrał. Udało się dopiero teraz i to w jakim meczu! Ćwierćfinał Pucharu Polski, mierzymy się z mistrzem Polski i obrońcą pucharu. Nie ustępujemy mu, a w dogrywce strzelamy zwycięską bramkę. Tak, to coś niezwykłego. Zapisaliśmy się w historii Rakowa.

- Legia czymś was zaskoczyła czy miał pan ten zespół dobrze rozpracowany?
- To raczej my zaskoczyliśmy Legię. Widać to było choćby po zmianie już w 46. minucie, kiedy warszawianie wprowadzili Carlitosa. Czyli, widzieli co się dzieje i próbowali zareagować.

- Pep Guardiola po wygranej 7:0 z Schalke wytknął swoim piłkarzom słabsze pierwsze 20 minut. Pan też ma coś do zarzucenia, czy po takim zwycięstwie nie wypada krytykować podopiecznych?
- Na pewno były też słabsze elementy w naszej grze. Zbyt łatwo pozwoliliśmy Legii strzelić gola, w drugiej połowie przez moment za bardzo zepchnęli nas do obrony, choć fajnie, że z takiej opresji potrafiliśmy wyjść. Zawsze coś można poprawić, ale całokształt wyszedł nam super.

- Symbolem postawy Rakowa jest chyba zdjęcie Piotra Malinowskiego, który długo grał z rozbitą głową…
- Tak. Symbolizuje naszą determinację, wolę walki, zaciętość. Na szczęście wszystko z nim ok. W nocy pojechał do szpitala, zszyli go i rano był już na treningu.

- Przed meczem z Legią przedłużył pan kontrakt z Rakowem. Miało to wpływ na pana, pomogło, uspokoiło?
- Na sam mecz wpływu to nie miało, przygotowywałem się do niego jak zawsze. Ale przedłużenie umowy jest bardzo ważne dla trenera. Oznacza przecież zaufanie ze strony szefów i pozwala pracować w spokoju.

- Chciałby pan komuś zadedykować wygraną?
- Zdecydowanie tak: rodzinie. Dla kariery trenerskiej poświęciłem dużą część życia prywatnego, w Częstochowie jestem sam, w domu pojawiam się raz na tydzień lub nawet rzadziej gdy gramy co trzy dni. Dziękuję bliskim, że dzięki nim mogę się realizować i przeżywać takie chwile jak ta. Po meczu z Legią dostałem chyba z dwieście smsów z gratulacjami. Miłe to!

Najnowsze