„Super Express”: - Jakiego meczu się spodziewasz?
Michał Pazdan (były obrońca m.in. Jagiellonii i Legii): - Mam nadzieję, że to będzie widowisko. Jagiellonia w tym sezonie może imponować w ofensywie, strzela dużo goli, kreuje sporo sytuacji. Legia u siebie będzie wspierana dopingiem kilkudziesięciu fanów. Liczę na otwarty mecz.
- Nie obawiasz się, że w końcówce sezonu pragmatyzm może wziąć górę nad widowiskowością?
- Nie sądzę. Widać, że trener Jagiellonii, Adrian Siemieniec, ma swój pomysł na ten zespół, chce grać w piłkę, a drużyna „kupuje” tę wersję. Gdyby nagle doszło do radykalnej zmiany, mogłoby to zostać źle odebrane przez zespół. Miałem okazję pracować przez kilka tygodni z trenerem Jagiellonii i wiem, czego on oczekuje od zespołu.
- Czy ten mecz może zadecydować o losach mistrzostwa?
- Nie, bo do końca pozostaje wciąż osiem kolejek i ani wygrana Jagiellonii, ani wygrana Legii o niczym nie rozstrzygną. Naturalnie, legioniści mogą wrócić do gry, przynajmniej o awans do rozgrywek o europejskie puchary, natomiast Jagiellonia zechce podtrzymać przewagę nad resztą stawki, jednak do rozegrania wciąż będzie sporo spotkań, w których wiele może się zdarzyć, jak kartki, kontuzje. Naturalnie, ewentualna wygrana jednej, bądź drugiej drużyny może okazać się pozytywnym kopem mentalnym, ale na pewno nic nie rozstrzygnie.
- Wspomniałeś o widowiskowym stylu Jagiellonii. Jak zatem ocenisz Legię?
- Początek rundy z pewnością był daleki od oczekiwań. Drużyna zgubiła sporo punktów, w słabym stylu odpadła z Ligi Europy, ale patrząc na jej mecze z Piastem, czy Górnikiem można odnieść wrażenie, że zespół wraca na właściwe tory. Oczywiście, niedzielne spotkanie będzie miało inną skalę trudności, ale Legia lubi takie mecze, kiedy rywal się otwiera, a nie muruje dostęp do bramki.
- Patrząc na terminarz trudno będzie Legii wrócić do walki o tytuł mistrzowski?
- Teoretycznie tak, ale jak już mówiłem Legia lubi mecze o wysoką stawkę. Wtedy jest w stanie wykrzesać z siebie maksa. Tam nie ma stanów pośrednich, a kibiców interesuje tylko tytuł mistrzowski. Naturalnie, wyjazdy do Częstochowy, Poznania nie będą łatwe, ale taka wygrana z liderem może jeszcze bardziej wzmocnić ich pewność siebie, a w końcówce sezonu to właśnie kwestie mentalne odgrywają kluczowe role.
- Wielu zwraca uwagę na pojedynek Jezusa Imaza z Markiem Gualem. Obaj przed sezonem stanowili najskuteczniejszy duet w ekstraklasie, teraz jeden jest liderem Jagi, a drugi w ostatnich meczach wygląda coraz lepiej w Legii.
- Z jednym i drugim grałem sporo i co tu mówić, obaj są znakomitymi zawodnikami. Marc jest piłkarzem, który lubi, kiedy się na niego stawia. Nie da się ukryć, że w meczach z Górnikiem i Piastem wiele od niego zależało. W pierwszej rundzie słabo wypadł w Białymstoku, więc na pewno będzie chciał się poprawić w Warszawie. Jesus to znana marka na polskich boiskach. Mimo upływu lat zawsze gwarantuje określoną jakość i solidną liczbę goli. W poprzednim sezonie miał ich 14, teraz jest mniej, ale w tym liczba zdobytych bramek rozkłada się bardziej po równo na całą drużynę.
- Jagiellonia przyjedzie do Warszawy cztery dni po przegranej dogrywce w półfinale Pucharu Polski. Jak niepowodzenie w Szczecinie może wpłynąć na „Żółto-Czerwonych”?
- Na pewno taka przegrana boli, ale przed spotkaniem wiadome było, że szanse obu drużyn wynoszą po 50 procent. Wiadomo, że nikt nie jest zadowolony z takiego rozstrzygnięcia, ale gdyby przed sezonem ktoś powiedział, że Jagiellonia awansuje do półfinału, to wielu kibiców w Białymstoku w ciemno wzięłoby takie rozstrzygnięcie. Nie sądzę, aby ten wynik wpłynął negatywnie na zespół Adriana Siemieńca. Bardziej spodziewam się chęci odrobienia wyniku, odkucia się w lidze.
- Nie zabraknie sił?
- Mówimy o profesjonalnych zawodnikach, poza tym są cztery dni przerwy między meczami. Naturalnie, Legia ma więcej dni wolnego, ale to jeszcze o niczym nie przesądza. Na pewno Jagiellonii nie zabraknie motywacji przy Łazienkowskiej. Mają o co grać, są liderem, ale Legia z pewnością zechce zdobyć trzy punkty u siebie.
- Jagiellonia rok temu o tej porze drżała o ligowy byt. Teraz jest liderem w lidze i przeżywa rozczarowanie po porażce w półfinale zmagań o Puchar Polski. Skąd taka nagła odmiana?
- Głównym architektem tego sukcesu jest Adrian Siemieniec. Jak już mówiłem, od początku miał swoją wizję funkcjonowania tej drużyny i potrafił ją wpoić zespołowi. Do tego trafnie dobrane wzmocnienia, bardzo dobrze do ligi wszedł Dominik Marczuk, Bartłomiej Wdowik uwolnił drzemiący w nim potencjał. W naszej lidze odnaleźli się Pululu, Dieguez, a Taras Romanczuk wrócił na swój najwyższy poziom. To wszystko sprawiło, że Jagiellonia zasłużenie jest liderem w tabeli, ale poza tym dobrze się ją ogląda.