Choć beniaminek z Legnicy zamyka ligową stawkę, przy Limanowskiego – i przy pełnych trybunach – bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę wicemistrzom Polski. O ich wygranej zdecydował gol Iviego Lopeza na samym początku rywalizacji. Potem jednak fanom gospodarzy wielokrotnie cierpła skóra. Vladan Kovacević zdołał jednak już do 491 minut przedłużyć passę gier bez puszczonej bramki, a „wisienką na torcie” był obroniony rzut karny.
Pod Jasną Górą wciąż mają więc status przodownika ligowej stawki. Mają też jednak spore powody do niepokoju, związane z nieszczęściem, jakie dotknęło wspomnianego wyżej Hiszpana. Najlepszy piłkarz minionego sezonu w ekstraklasie, w obecnym równie pewnie zmierzający po miano MVP naszej ligi (zapowiadający zarazem częstochowski marsz po tytuł), tuż przed końcem pierwszej połowy opuścić musiał murawę. Wszystko za sprawą urazu łydki, jakiego nabawił się kilka minut przed przerwą.
Po końcowym gwizdku w Częstochowie nie chciano spekulować na temat powagi sytuacji i ewentualnej długości pauzy Iviego Lopeza. Więcej wiadomo będzie po badaniu USG, któremu Hiszpan poddany ma być we wtorek. - Chyba nie jest tak źle... - westchnął na pomeczowej konferencji prasowej trener Marek Papszun, ale nie był w stanie powiedzieć, czy - i ewentualnie na jak długo - jego podopieczny wypadnie ze składu. W każdym razie obraz hiszpańskiego gwiazdora, który – zmieniany przez Bartosza Nowaka – opuszczał murawę wyraźnie utykając, był dla sympatyków zdobywców Pucharu Polski bardzo niepokojący. W najbliższych kolejkach Raków zagra z Lechią (w Gdańsku) i Koroną (u siebie), na koniec października zaś czeka go prestiżowe starcie z mistrzem Polski.