Rywalizacja krakowskich bramkarzy o to, który z nich puści gorszą szmatę, nabiera rumieńców. Po serii "farfocli" Marcina Cabaja (28 l.) z Cracovii ostatnio jakoś dziwnie na tym polu nieaktywny Mariusz Pawełek (27 l.) w efektowny sposób przypomniał wszystkim, że on też potrafi zaskoczyć kuriozalną wpadką.
Bramkarz Wisły zbłaźnił się w 10. minucie meczu. Akcja, po której Śląsk strzelił gola, była zresztą prawdziwą komedią pomyłek. Najpierw Marcelo sprezentował piłkę Januszowi Gancarczykowi, a chwilę później jego "wyczyn" przyćmił Pawełek. Strzał Sebastiana Mili był dość silny, ale pomocnik gospodarzy uderzał z ostrego kąta i to przy słupku, którego bramkarz Wisły pilnował. Ten jednak machnął tylko nieporadnie rękami, nie trafiając w piłkę, która wpadła do siatki.
- Sam nie wiem, jak to wpadło. Uderzyłem, a śliska piłka poszła mu po rękach - dziwił się Mila.
Po golu dla Śląska zdecydowaną przewagę miała Wisła, ale mistrzowie Polski marnowali świetne sytuacje. Wreszcie kolejną kontrę gospodarzy cudownym strzałem zakończył Krzysztof Ostrowski.
"Biała Gwiazda" po strzale samobójczym Łukasiewicza zyskała kontaktową bramkę, ale kiedy wrocławscy kibice zaczęli martwić się o wynik, krakowiacy zafundowali im kolejną tragikomedię. Najpierw za pyskówkę z sędzią z boiska wyleciał Radosław Sobolewski (druga żółta kartka), a po chwili za to samo czerwoną kartkę dostał Marcin Baszczyński. Była to bardziej głupota wiślaków niż nadgorliwość arbitra Marcina Szulca, zresztą pochodzącego z... Warszawy?