Marcin Cebula, Raków Częstochowa

i

Autor: Cyfra Sport Marcin Cebula

Piękny gol Praszelika nie pomógł. Raków zwycięzcą sobotniego hitu

2021-10-16 22:29

W sobotnim meczu Ekstraklasy byliśmy świadkami wielkiego widowiska, jakie zgotowały nam drużyny Rakowa Częstochowa i Śląsk Wrocław. Przed meczem nie udało się wytypować faworyta do zwycięstwa w spotkaniu, a obie drużyny chciały przeważyć szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Z zadania lepiej wywiązała się drużyna Marka Papszuna, która zwyciężyła 2:1.

W pierwszych fragmentach meczu więcej gry było na połowie Rakowa, ale groźną akcję stworzyli przyjezdni. Po kontrataku Fran Tudor z prawej strony dograł w pole karne do Mateusza Wdowiaka, ale ten spóźnił się nieco z wślizgiem i nie trafił w bramkę. Była to najlepsza okazja na gola w pierwszej połowie nie tylko dla wicemistrzów Polski, ale w ogóle.

W kolejnych minutach raz jeden zespół miał przewagę, a następnie drugi częściej gościł na połowie przeciwnika. Raków kilka razy groźnie wstrzelił piłkę w pole karne Śląska, a w odpowiedzi Vladana Kovacevica strzałami próbowali zaskoczyć Mateusz Praszelik i Robert Pich. Oba zespoły starały się zacieśniać środek gry, grać pressingiem, ale było za dużo niedokładności, aby wypracować sobie sytuację bramkową.

Po zmianie stron obraz gry niewiele się zmienił. Nadal raz jedni przeważali, raz drudzy, ale sytuacji bramkowych nadal nie było. Idealną mógł mieć Pich, ale Praszelik źle mu dograł piłkę i Słowak uderzył bardzo niecelnie. W odpowiedzi po błędzie obrońców Śląska w polu karnym znalazł się Vladislavs Gutkovskis, ale także zamiast w bramkę, trafił w trybuny. 

Coraz więcej wskazywało, że będzie to jeden z tych meczów, że albo będzie bezbramkowy remis, albo wygra ten zespół, który zada ten jeden jedyny cios. Tak się nie stało, a zmieniła to bramka dla Rakowa. Obrońcy gospodarzy zaspali przy podaniu Ivi Lopeza i Gutkovskis znalazł się sam w polu karnym. Łotysz nie uderzył mocno, ale celnie i było 0:1.

Śląsk ruszył do przodu i po pięciu minutach został skarcony. Po kontrataku Lopez znalazł się sam na sam z Michałem Szromnikiem i mierzonym strzałem nie dał szans bramkarzowi gospodarzy.

Gole spowodowały, że mecz się zupełnie zmienił. Śląsk przejął inicjatywę, był zdecydowanie częściej przy piłce, a goście cofnięci na własną połowę szukali szans na kolejne gole w kontratakach.

Raków momentami bronił się całym zespołem we własnym polu karnym i w jednej z takich sytuacji stracił gola. W szesnastce było tak gęsto od zawodników gości, że Erik Exposito nie mógł oddać strzału i wycofał piłkę do Praszelika. Ten uderzył technicznie i trafił idealnie w samo okienko bramki Rakowa.

Śląsk nacierał do ostatnich sekund, momentami spychał rywali do głębokiej defensywy, ale goście mądrze się bronili, nie popełnili żadnego błędu i utrzymali jednobramkowe prowadzenie do końca.(PAP)

Najnowsze